Zamieszki w Londynie i wychowanie - Piotr Zaremba

Wycofanie się z filozofii „róbta, co chceta" to zadanie dla giganta. Pytanie, czy w ogóle możliwe – pisze publicysta „Rz"

Aktualizacja: 17.08.2011 10:50 Publikacja: 16.08.2011 19:54

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

W Łodzi niejaki Paweł Hajncel bawił się w stroju motyla w przedrzeźnianie procesji Bożego Ciała. Wsparła go "Gazeta Wyborcza", która przyjęła radośnie decyzję prokuratury, aby nie karać "artysty" za obrazę uczuć religijnych.

Poirytowany sympatią "Wyborczej" dla kogoś, kto zakłócając zwykłym ludziom modlitwę, robi im krzywdę, zaproponowałem podobne happeningi w redakcji na Czerskiej albo przed domami redaktorów wolnościowej gazety. Odpowiedział mi tamtejszy harcownik Grzegorz Sroczyński. Większość jego tekstu składała się z czystego samozachwytu: my jesteśmy luzaccy i fajni, wy – nie, więc nawet jeśli przyjdziecie na Czerską, będziecie obciachowi – to główna jego "myśl".

Bez empatii

Znalazł się u niego jeden zabłąkany argument: katolików jest w Polsce 90 procent. Toteż nie może być mowy o ich krzywdzie.

 

 

Przede wszystkim świat zna wiele przykładów krzywdzenia większości przez zdeterminowaną mniejszość, na tym polega choćby terroryzm. Weźmy zresztą przykład z życia codziennego: sala pełna ludzi, którzy chcą posłuchać koncertu, i jeden prostak, który chce im to zakłócić. Wygra do pewnego momentu, choć będzie sam.

Ale jest też pytanie, czy ludzi chodzących na procesje jest na pewno w Polsce większość. Nominalnych katolików – może, ale praktykujących? Ci konkretni ludzie, zderzeni z potężną gazetą, która im mówi: wasze uczucia nic nie znaczą, z pewnością poczują się osaczeni. Aby to zrozumieć, wystarczy odrobina empatii. Na Czerskiej to towar deficytowy.

Dyskusja o empatii jest szczególnie na czasie, kiedy nieomal do wczoraj patrzyliśmy ze zgrozą na płonące brytyjskie miasta. Bo między Hajnclem uważającym, że ma prawo parodiować procesję, a wyrostkami wynoszącymi wszelkie dobra z rozbitych sklepów, widać podobieństwo. Że on działa podobno z motywów ideowych? Oni też przecież bełkocą do zdumionych dziennikarzy o tym, że w państwie dobrobytu mają prawo do komórek i markowych ciuchów. I on, i oni są wykwitem współczesnej cywilizacji. Lub raczej jej upadku.

Jest w tej straszliwej angielskiej ruchawce coś z buntu socjalnego przeciw oszczędnościowej polityce Camerona. I jest coś z wojny rasowej. Ale wśród amatorów rozróby widzimy młodych ludzi o białej skórze i nieźle się mających. Robią to, bo lubią.

Zawsze byli tacy ludzie, problem tkwi w skali zjawiska. W "Wyborczej" Piotr Buras proponuje nową wielką debatę nad przyszłością świata. Ale sprowadza ją do poszukiwania najlepszej doktryny społeczno-ekonomicznej, której ponoć zabrakło obecnej Anglii. Pisze o różnicach w dochodach, o zbyt wielkim rozwarstwieniu, o frustracji wywołanej Cameronowskimi cięciami. Szuka nowych przewodników, na przykład reformatora Willa Huttona mówiącego chętnie o Brytyjczykach jako o "zranionym społeczeństwie", a marzącego o społeczeństwie wielkim (Big Society). Czyli o powrocie do dawnych socjaldemokratycznych ideałów, nawet jeśli zreformowanych i przystosowanych od nowych potrzeb. Jak zreformowanych, wyczytać zresztą trudno.

Patrzę na te poszukiwania z zainteresowaniem. I nawet się cieszę, kiedy Buras i inni autorzy zauważają, że i na lewicy, i na prawicy następuje odwrót od zdogmatyzowanych, dawno nietwórczych recept neoliberalnych, którym notabene hołdowała jeszcze niedawno bezrefleksyjnie, a czasem nadal hołduje, sama "GW" i większość polskich elit. Ale pomijając już niejasność wszystkich tych poszukiwań, nie jestem wcale pewien, czy to jedyna możliwa odpowiedź na takie doświadczenie jak brytyjska "rewolta". Więcej, czy to powinien być główny kierunek poszukiwań.

Etos infantylizmu

"Nastolatki ze smartfonami w rękach wynoszą walizki pełne ubrań z H&M i dyskutują, czy najpierw splądrować drogerię, czy sklep z butami – oto współcześni londyńscy rewolucjoniści. Dzieci konsumpcji obróciły się przeciw fundamentom demokracji i porządku publicznego" – zauważa Buras i jest to zapewne obserwacja prawdziwa.

Ale czy jedynym lekiem okaże się tu taki lub inny zwrot w polityce społeczno-ekonomicznej? Czy tym ludziom w ogóle o to chodzi? Czy porównując ich do rewolucjonistów, Buras nie ulega jedynie schematom kultury masowej? To prawda, niektórzy z nich sami pozują na nowych buntowników, powtarzając jakieś strzępy frazesów. Ale czy to ma znaczenie?

Czy rzeczywiście ich motywem, niechby i nieuświadomionym, jest wystąpienie przeciw dziedzictwu żelaznej damy, czyli Margaret Thatcher. Czy podpalając domy i bijąc tych, którzy im tego bronią, naprawdę mówią światu, ze gra się z nimi nie fair? A może po prostu przyzwyczaili się stawiać na swoim? Nauczyli się brać to, czego chcą? To najbanalniejsza odpowiedź, ale one czasem bywają prawdziwe.

Autor sam pisze za Benjaminem Barberem o etosie infantylizmu, który wypiera dawną Weberowską "etykę protestantyzmu". Można dyskutować, czy o protestantyzm tu chodzi (przypomnijmy o dawnych sukcesach Katalonii czy niektórych regionów Niemiec – rzecz nie w wyznaniu). Ale dochodzimy tu do kapitalnego pytania: czy cywilizację kapitalizmu opartą jednak na pracowitości i dyscyplinie da się łączyć z ideologią wszechobecnego luzu i braku wymagań? Czy prędzej czy później nie zaiskrzy?

Marek Magierowski napisał w "Rzeczpospolitej" kapitalny tekst ("Albion i jego motłoch", 11.08.2011): Anglicy zaniedbali wychowanie swoich dzieci. "Wyborcza" z przyległościami, a zresztą i znaczna część elit zachodnich, problem lekceważy, uznając, że przemiany obyczajowe są nieuniknione i błogosławione, więc nie ma co nad tym debatować. Bawić się możemy co najwyżej bazą. Interpretować ów "etos infantylizmu" mamy prawo wyłącznie w kategoriach tych czy innych stosunków produkcji. Od nadbudowy wara. Jeśli ktoś mówi na przykład o roli wychowania, jest nieuleczalnym reakcjonistą.

Zakapturzony typ

I tu wracamy do początku tekstu. Ludzie z Czerskiej wyobrażają sobie postęp prosto: napuścimy Hajncla na katoli, ale poza tym państwo będzie nadal chroniło nasze strzeżone osiedla, zaciszne restauracje i drogie samochody. Tymczasem wcale tak być nie musi, nawet jeśli Polska jest wobec zachodniej Europy o kilka lat spóźniona. Pan motyl to zapewne tchórz i oportunista, ale możliwe, że znajdą się inni, którzy powiedzą: skoro wolno wszystko w jednej sferze, dlaczego nie w innych. I któregoś dnia ucierpią samochody, restauracje, a może i domy.

Wycofanie się z filozofii "róbta, co chceta" to zadanie dla giganta. Sam nie wiem, od czego należałoby zacząć i sam nie jestem przekonany, czy całkowity odwrót jest w świecie nowoczesnych technologii i towarzyszącego im podeptania różnych tabu w ogóle możliwy. Garnek raz odkryty nakryć na powrót dużo trudniej, to wie każdy, kto choćby oglądał "Tango" Mrożka. Ale też każdy pamięta, co było w finale "Tanga". Naga siła!

Mogę w tej sytuacji tylko łowić najróżniejsze sygnały ze świata. Tu debata na temat odwrotu od niebezpiecznych eksperymentów edukacyjnych, ówdzie nieśmiałe pytania o wszechobecność i etykę mediów. Jeszcze gdzie indziej odrobinę twardsze postępowanie wobec przestępców. Łowię też dobre sygnały z Polski – ostatnio na przykład wyrok warszawskiego sądu, który nałożył karę na telewizję, która uznała, że jej audycje nie podlegają żadnym ograniczeniom. A tymczasem powinien istnieć bardzo wąski, ale stabilny katalog wartości chronionych, na przykład symbole narodowe.

Gdy padają wezwania do takich dyskusji, z drugiej strony odpowiedzią są z reguły miny i wygłupy. Ale nabzdyczone japiszony, jeśli nie uznajecie innych argumentów, pomyślcie przynajmniej o swoim bezpieczeństwie i interesie. Wy także chcecie mieć tak naprawdę społeczeństwo spokojne i mieszczańskie. A gdy przyjdzie do was zakapturzony typ i zażąda waszego smartfona, będzie za późno...

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne