Kampania wyborcza czyli debata - Jacek Kucharczyk

Kreowanie Kaczyńskiego na męża stanu i odwoływanie się do (bliżej nieokreślonego) dziedzictwa jego zmarłego brata nie zastąpią PiS programu wyborczego ani kompetentnych polityków – twierdzi socjolog

Publikacja: 28.08.2011 18:59

Kampania wyborcza czyli debata - Jacek Kucharczyk

Foto: Fotorzepa, Artur Pawłowski Artur Pawłowski

Red

Jeśli wierzyć sondażom, gorączkowa aktywność partii i polityków na starcie kampanii wyborczej nie wywarła większego wrażenia na obywatelach. Ofensywa spotów i billboardów PiS (która ruszyła jeszcze przed oficjalnym startem kampanii i przed orzeczeniem TK legalizującym tę formę komunikacji z wyborcami) nie zmniejszyła wyraźnej przewagi PO (która także popełniła falstart kampanii) nad partią Jarosława Kaczyńskiego. W sondażach słabo wypada SLD, któremu nie udaje się odzyskać dwucyfrowego poparcia, jakim ta partia cieszyła się przez dłuższy czas, nawet jeszcze kilka miesięcy temu. PSL lokuje się jak zwykle w okolicy progu wyborczego i jak zwykle liczy na to, że dzięki sile swoich struktur lokalnych osiągnie wynik wyraźnie wyższy, niż wskazują sondaże. Nie widać też światła w tunelu dla względnie nowych inicjatyw, czyli PJN i Ruchu Palikota. Analitycy odnotowują także znaczną grupę wyborców niezdecydowanych, z którymi nadzieje (i obawy) wiążą zarówno politycy przodujących ugrupowań, jak i tych mniejszych, którym sondaże dają małe szanse wejścia do parlamentu.

Publikowane ostatnio analizy CBOS pokazują także, że najbardziej stabilni są zdeklarowani wyborcy Prawa i Sprawiedliwości, ale jednocześnie, że ta partia ma znaczny elektorat negatywny, a jej politycy budzą nieufność znacznego odsetka Polaków (nieufność wobec Jarosława Kaczyńskiego deklaruje w badaniach CBOS co drugi ankietowany). PiS ma więc dość ograniczone szanse pozyskania nowych wyborców. Stąd dotychczasowa taktyka tej partii, nastawiona na utwierdzanie obecnych zwolenników, ale przede wszystkim – na zniechęcaniu do udziału w wyborach potencjalnych wyborców Platformy przez ataki na premiera i krytykowanie dorobku rządu Tuska w ostatnich czterech latach. Równocześnie w swojej kampanii PiS stara się podważyć kompetencje przywódcze Tuska, niezbędne do rządzenia krajem w czasie ponownie narastającego kryzysu w Europie.

Wyborczy koniunkturalizm

Ta kampania jest wyraźnie sformatowana pod wyniki badań opinii publicznej, które budują obraz premiera jako osoby sympatycznej i na ogół darzonej zaufaniem, ale jednocześnie mało zdecydowanej i niezbyt efektywnej. Stąd wypowiedzi Kaczyńskiego i kwestionujące odwagę Tuska spoty, w których aktorzy wcielający się w rolę „przeciętnych Polaków", potencjalnych sympatyków PO, skarżą się, że partia ta nie spełniła obietnic i oczekiwań sprzed lat czterech. Stąd także happening z podarciem wyborczej broszury PO „Polska w budowie".

Na reakcję Tuska i PO nie trzeba było długo czekać. Wystąpienie premiera w Sejmie, a przede wszystkim jego oferta debat przedwyborczych pomiędzy ministrami rządu PO – PSL a politykami PiS, natychmiast i w niejakimi popłochu odrzucona przez tych ostatnich, pokazały dobitnie słabość partii Kaczyńskiego, polegającą na nieprzygotowaniu do przejęcia steru rządów. Kreowanie samego Kaczyńskiego na męża stanu i odwoływanie się do (bliżej nieokreślonego) dziedzictwa jego zmarłego brata nie zastąpią programu wyborczego ani kompetentnych polityków, których wyborcy potrafiliby sobie wyobrazić w roli przyszłych ministrów. Takich osób w PiS bardzo brakuje, szczególnie po zeszłorocznym rozłamie i odejściu grupy najbardziej merytorycznych polityczek i polityków do PJN. Wrażenie niekompetencji PiS pogłębił także wyrok sądu nakazujący politykom tej partii sprostowanie nieprawdziwych stwierdzeń dotyczących opisu dokonań rządu Tuska w dziedzinie budowy infrastruktury. Raz jeszcze okazało się, że nie wystarczy podrzeć broszurę wyborczą rządzącej partii, trzeba jeszcze umieć wskazać na fakty, które taki gest uzasadniają.

Strategia wyborcza PO, jaka wyłania się po pierwszym okresie kampanii, jest budowana na analizie stanu opinii publicznej, która w pewnym zakresie pokrywa się z analizą strategów PiS. Platforma najwyraźniej nie ma zamiaru iść pod prąd powszechnie panujących opinii i wmawiać wyborcom, że jej rządy to pasmo samych sukcesów. Przyznając się do porażek (które w pewnym stopniu może usprawiedliwiać globalnym kryzysem), PO będzie jednocześnie zwalczać powtarzane przez opozycję oraz część mediów twierdzenia, że rząd nic nie zrobił.

Głoszona przez partię Tuska potrzeba stabilizacji i konsekwencji działań w obliczu europejskiej i globalnej niestabilności i nieprzewidywalności to mocny punkt strategii PO, który może znaleźć zrozumienie u znacznej części wyborców. Niedawno ogłoszone wyniki „Diagnozy społecznej", a także badania CBOS porównujące oceny sytuacji w Polsce z opiniami w innych krajach Europy Środkowej pokazują, że Polacy mają relatywnie dobre samopoczucie i ocenę sytuacji własnej. Pod tym względem Polska opinia publiczna stanowi biegunowe przeciwieństwo opinii węgierskiej, stąd też tamtejszy scenariusz, polegający na powierzeniu pełni władzy populistyczno-konserwatywnej „partii sprzeciwu" Viktora Orbana, jest u nas zupełnie nieprawdopodobny. Dlatego hasło „niezmieniania koni w trakcie przeprawy zaprzęgu przez rzekę" ma szansę trafić do sporej części wyborców, a PO – stać się pierwszą formacją polityczną po 1989 roku, która po raz drugi z rzędu wygra wybory parlamentarne i utrzyma się przy władzy.

Wyzwaniem dla PO będzie w tej sytuacji zmobilizowanie tych umiarkowanych wyborców do udziału w głosowaniu. Wielu analityków słusznie wskazuje, że – inaczej niż w 2007 roku – do urn trudno będzie popchnąć np. politycznie bierną młodzież hasłami odwołującymi się do obaw przed powrotem do władzy Jarosława Kaczyńskiego, chociaż po tym wszystkim, co robił i mówił ten polityk w związku z katastrofą smoleńską, po jego dwukrotnej magicznej przemianie – najpierw w „męża stanu" w czasie kampanii prezydenckiej, a potem w radykała nazywającego Polskę rosyjsko-niemieckim kondominium – takie obawy są jak najbardziej na miejscu.

Rzecz w tym, że po wygranych wyborach w 2007 roku PO nie miała specjalnie woli ani ochoty do rozliczenia rządów koalicji PiS – Samoobrona – LPR, a zamieszanie po wypowiedziach Andrzeja Czumy rozgrzeszających liderów IV RP to logiczna konsekwencja nadania tej kwestii przez PO niskiego priorytetu cztery lata temu. Dlatego odwoływanie się dzisiaj do (słusznych) obaw o los polskiej demokracji w przypadku wyborczego sukcesu PiS brzmi tak niewiarygodnie w ustach polityków PO. Media oraz opinia publiczna ze zrozumiałych powodów traktować będą takie wypowiedzi jako wyborczy koniunkturalizm.

Dwubiegunowa wizja

Słabością wyborczej strategii PO jest to, że (podobnie jak strategia PiS) legitymizuje ona dwubiegunowy charakter polskiej sceny politycznej. W ten sposób zniechęca do udziału w wyborach część potencjalnych wyborców, co jest zgodne z interesem PiS, ale raczej nie partii Tuska. PO wydaje się nadal przywiązana do dwubiegunowej wizji polityki, czego wyrazem jest podtrzymywana przez jej przywódców (a także przez prezydenta Komorowskiego) wola zlikwidowania systemu wyborczego opartego na zasadzie proporcjonalnej reprezentacji przez wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych. Wprawdzie pogardliwe nazywanie mniejszych partii przystawkami to raczej specjalność PiS, ale stosunek PO do systemu wielopartyjnego i proporcjonalnego jest niewiele lepszy.

Jeśli partia Tuska chce, żeby wyborcy poważnie traktowali jej deklaracje o przywiązaniu do demokratycznych wartości, to powinna zmienić to podejście i zacząć traktować inne partie jako partnerów do debaty. Pierwszym krokiem powinno być zaadresowanie oferty przedwyborczych debat do wszystkich konkurentów na scenie politycznej, nie tylko do PiS. Chociaż SLD przechodzi ciężki okres i zbiera zasłużone cięgi za swoją hipokryzję w sprawie obecności kobiet na listach wyborczych, to w partii tej jest wiele kompetentnych osób, które mogą stanowić partnerów do debaty z urzędującymi ministrami PO. Warto na przykład przeprowadzić debatę między posłem Balickim a minister Kopacz na temat systemu opieki zdrowotnej. Postulat poważnego, partnerskiego traktowania innych uczestników debaty publicznej dotyczy także nowych inicjatyw, takich jak PJN, Ruch Palikota, czy też osób związanych z inicjatywą Rafała Dutkiewicza Obywatele do Senatu.

W okresie globalnych zawirowań stabilizacja polityczna jest niewątpliwie wartością samą w sobie, ale nie może ona być pretekstem do zamykania debaty politycznej w stosunku do nowych idei czy środowisk politycznych. Nie oznacza to, że powinniśmy założyć, że wszystkie idee czy kandydaci zasługują na równy szacunek i uwagę. Niemniej obywatele i wyborcy powinni mieć szansę na przedwyborczą debatę lepiej niż obecnie odzwierciedlającą złożoność wyzwań wynikających z dzisiejszego położenia Polski w szybko zmieniającej się Europie i świecie.

Autor jest socjologiem, prezesem think tanku Instytutu Spraw Publicznych

Jeśli wierzyć sondażom, gorączkowa aktywność partii i polityków na starcie kampanii wyborczej nie wywarła większego wrażenia na obywatelach. Ofensywa spotów i billboardów PiS (która ruszyła jeszcze przed oficjalnym startem kampanii i przed orzeczeniem TK legalizującym tę formę komunikacji z wyborcami) nie zmniejszyła wyraźnej przewagi PO (która także popełniła falstart kampanii) nad partią Jarosława Kaczyńskiego. W sondażach słabo wypada SLD, któremu nie udaje się odzyskać dwucyfrowego poparcia, jakim ta partia cieszyła się przez dłuższy czas, nawet jeszcze kilka miesięcy temu. PSL lokuje się jak zwykle w okolicy progu wyborczego i jak zwykle liczy na to, że dzięki sile swoich struktur lokalnych osiągnie wynik wyraźnie wyższy, niż wskazują sondaże. Nie widać też światła w tunelu dla względnie nowych inicjatyw, czyli PJN i Ruchu Palikota. Analitycy odnotowują także znaczną grupę wyborców niezdecydowanych, z którymi nadzieje (i obawy) wiążą zarówno politycy przodujących ugrupowań, jak i tych mniejszych, którym sondaże dają małe szanse wejścia do parlamentu.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Źle o Nawrockim, dobrze o Hołowni, w ogóle o Mentzenie
Opinie polityczno - społeczne
Wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte. Wiemy już, co zrobi nowy prezydent
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne