Parytety dla kobiet jak z PRL - Fedyszak-Radziejowska

Dla feministek płeć ma charakter kulturowy, więc już samo wykazanie różnic między kobietami i mężczyznami nosi znamiona „dyskryminacji" – zauważa socjolog

Aktualizacja: 02.09.2011 07:42 Publikacja: 01.09.2011 19:34

Barbara Fedyszak-Radziejowska

Barbara Fedyszak-Radziejowska

Foto: Fotorzepa, Mateusz Dąbrowski Mateusz Dąbrowski

Red

Parytety są przykładem inżynierii społecznej, wyrastającej z tego samego sposobu myślenia, z którego czerpał tzw. światopogląd naukowy marksizm-leninizm, komunizm i którym posługiwano się w PRL. To kolejny przykład odgórnego, despotycznego ingerowania w statystyczny wizerunek społeczeństwa, bez próby jego zrozumienia, bez szacunku dla ludzkich postaw, wyborów i systemów wartości. Zamiast wprowadzać parytety, twórzmy reguły gry, które będą chronić prawa człowieka, wolność jednostki, a także likwidować wszystkie przejawy dyskryminacji.

Inżynieria społeczna

W PRL na problemy społeczne reagowano w swoisty sposób. Myślano schematami: biednych jest wielokrotnie więcej niż bogatych, więc zamknijmy prywatne firmy i podzielmy duże majątki, to się wyrówna. Mamy problem z konfliktami i wojnami religijnymi? Rozwiążmy go, wprowadzając powszechny ateizm. Dziś niektóre środowiska reagują podobnie. Statystyki mówią, że kobiety są obecne w zarządach spółek rzadziej niż mężczyźni? Wiec wprowadźmy je tam stosownym dekretem parytetowym.

Jeśli obyczaje, społeczna presja i mechanizmy rynkowe będą kształtować merytoryczne i wolne od nepotyzmu, korupcji i kolesiostwa kryteria polityki kadrowej i awansowania, to wszyscy zdolni ludzie – kobiety i mężczyźni – odnajdą swoje miejsce w elitach polityki, nauki czy biznesu. Jeśli polityka państwa rozwiąże problemy dobrej, przyjaznej opieki nad dziećmi, to godzenie macierzyństwa (czy też rodzicielstwa) z zawodowymi rolami będzie łatwiejsze, a decyzje kobiet mniej uwarunkowane dyspozycyjnością wobec domu, a nie wobec pracy zawodowej.

Procesy społeczne będą się toczyć wolniej, ale naturalnie, zgodnie z ludzkimi wyborami, a nie wedle dyrektyw inżynierii społecznej. Wtedy poprawimy nie tylko statystyczny obraz rzeczywistości, lecz rzeczywiste warunki, w których role rodzicielskie i zawodowe się ze sobą kłócą. A tak jest, gdy pracownik podejmuje się pełnić ważne funkcje kierownicze.

Stronniczy  dobór wskaźników

Ekspert ONZ Ewa Rumińska-Zimny w wywiadzie pt. "Kobieta w zarządzie to nie ozdoba", ("Rzeczpospolita" 19 sierpnia 2011 r.) tezę o tym, że obecność kobiet w zarządzie firm jest "opłacalna", podpiera wynikami badań firmy McKinsey. "Badania potwierdziły pozytywny efekt tworzenia mieszanych władz" – mówi. To typowy błąd w interpretacji wynikający ze stronniczego doboru wskaźników. Jeśli "tworzenie mieszanych władz" miało charakter merytoryczny, to nic dziwnego, że wyniki ekonomiczne działalności firmy były lepsze. Niejako przy okazji uległy też zmianie proporcje kobiet do mężczyzn w tak tworzonych zarządach.

Tak bywa, gdy ważniejsze jest doświadczenie i wiedza, a nie płeć. Po prostu wybrano lepszych, pewnie zarówno mężczyzn, jak i najlepsze kobiety. Nie są do tego potrzebne parytety. Mało tego, parytety szkodzą takim mechanizmom, bo do licznych pozamerytorycznych kryteriów awansowania dodają kolejny – awans za płeć. Tyle że tym razem żeńską.

Kolejny błąd interpretacji dotyczy następującej informacji: "Według ONZ w jednym z ostatnich raportów dotyczących rozwoju Azji Południowo- -Wschodniej roczne straty z powodu różnic w poziomie zatrudnienia kobiet i mężczyzn w wieku produkcyjnym wyniosły 42 – 47 bilionów dolarów w skali regionu. Okazało się bowiem, że zatrudnienie kobiet jest 30 – 40 proc. niższe niż mężczyzn. Oczywiście to dane szacunkowe, ale pokazują, że równość płci także się opłaca" – przekonuje Ewa Zimny.

Przytoczone dane pokazują jedynie, że społeczeństwo, w którym bieda blokuje dostęp kobiet do wykształcenia, a infrastruktura społeczna uniemożliwia godzenie ról zawodowych i rodzicielskich, udział kobiet na rynku pracy jest mniejszy. Innymi słowy, zależność przebiega w dokładnie odwrotnym kierunku; to nie "brak kobiet na rynku pracy generuje straty", lecz zamożność i rozwój gospodarczy oraz przestrzeganie praw człowieka i brak dyskryminacji w edukacji, obyczajach i na rynku pracy prowadzi do większej obecności kobiet na tymże rynku.

Kobiety aktywne zawodowo są zwykle wiarygodnym wskaźnikiem poziomu rozwoju gospodarczego. Co nie oznacza, że jak się te niewykształcone kobiety przymusowo zatrudni, a dzieci odda do przytułków, to się zaoszczędzi 40 bilionów. To propagandowa, ideologiczna nadinterpretacja, która nie może się obronić w merytorycznej dyskusji.

Dyskryminacja  ze względu na poglądy

Kobiety w zarządach pojawią się naturalnie, jeśli będą mogły godzić role zawodowe i macierzyńskie. Lub – jak to ma miejsce obecnie – gdy przestaną rodzić dzieci. Tylko, czy kryzys demograficzny jako uboczny skutek parytetowej propagandy i parytetowej praktyki jest dla gospodarki i dla życia społecznego bez znaczenia?

Główny powód, dla którego kobiety nie przyjmują wysokich stanowisk, to chęć bycia dyspozycyjnym wobec dzieci i domu, a nie wobec pracodawcy. Mam trójkę dzieci i wiem, ile razy odmawiałam pełnienia funkcji kierowniczych, mając pełną świadomość, że chcę być odpowiedzialna za to, w czym nikt mnie w pełni nie zastąpi. Bo w czasach późnego PRL infrastruktura społeczna wykluczała w pełni partnerski podział ról.

Ale mój system wartości nie uległ zmianie. Nie widzę powodu, by "wszyscy" robili to samo "po równo". Kobieta ma prawo wybrać dzieci i dom, ma też prawo czuć się równa mężczyźnie, nawet jeśli jej władza w firmie i jej dochody są niższe niż jego. Chęć dobrego wychowania dzieci często obniża motywację kobiet do tego, by piąć się w hierarchii władzy. Czy musimy to na siłę zmieniać?

Zwolenniczki parytetów często przytaczają przykład kobiet pełniących dobrze funkcje sołtysów, bo panie są wiele razy wybierane ponownie, znakomicie się sprawdzają etc. Jednak sołtys może pracować w domu, gdyż jego obowiązki nie wymagają opuszczenia miejsca, w którym pełni się rolę macierzyńską. Czy chcemy tworzyć presję obyczajową i promować zachowania, które cały proces wychowawczy przenoszą do przedszkoli i żłobków, świetlic i domów dziecka? A może ważniejsza jest wolność wyboru, zarówno kobiety, jak i mężczyzny?

Wiem, że zwolenniczki parytetów zarzucą mi "uzależnienie" od patriarchalnego modelu kultury. Tyle że nie jest to argument merytoryczny, lecz dyskryminacja ze względu na poglądy.

Na wzór Chin

Kiedy pełniłam – w przeważającej mierze – rolę macierzyńską, do głowy mi nie przyszło, by ograniczyć ją na rzecz kariery, bo ta druga wydawała mi się mniej atrakcyjna. Pytam młode kobiety: czy jesteście pewne, że chcecie oddać dziecko na wychowanie komuś obcemu, by móc robić to, co lewica nazywa "karierą"? Nie mówię o rezygnacji z pracy zawodowej w ogóle, lecz o karierze, która uzależnia od miejsca pracy 24 godziny na dobę. Ważniejsze jest stworzenie regulacji prawnych ułatwiających powrót do pracy zawodowej po przerwie na macierzyństwo. Mam wrażenie, że to jest lepsze rozwiązanie niż parytety.

Parytetowe myślenie wmawia kobietom, że muszą – by czuć się równe mężczyznom – zarabiać tyle samo i mieć równie wysokie stanowiska. Ale nie w każdym systemie wartości równość mierzona jest dochodami i władzą. Egalitaryzm demokratyczny czyni nas równymi sobie obywatelami, nie zmuszając do identyczności na wzór komunistycznych Chin czy Kambodży.

Dla feministek płeć ma charakter kulturowy, więc już samo wykazanie różnic między kobietami i mężczyznami ma charakter "dyskryminacji". Ale istnieje też równe prawo do odmiennych poglądów. Płeć jest kryterium fundamentalnie i fascynująco różnicującym kobiety i mężczyzn i ta różnica ma głęboki sens oraz wartość. Nie chcę jej zniesienia. I mam prawo publicznie głosić taką opinię.

Eksperymenty psychologów społecznych pokazują, przykładowo, że kobiety mają lepiej rozwiniętą komunikację pozawerbalną, a mężczyźni orientację w przestrzeni. Czy wprowadzimy kursy przymusowo niwelujące te różnicę? Powiem nieco kontrowersyjnie – nie dam się zdegradować do poziomu mężczyzny. Moja tożsamość nie jest mierzona poziomem moich dochodów, a przynajmniej, nie tylko tym. Także dokonanymi wyborami na rzecz innego niż władza i pieniądze systemu wartości. Chcę, by kobiety, tak jak robią to teraz, wysoko ceniły w sobie zdolność do rezygnacji z własnych interesów na rzecz dzieci, potrzebujących czy wymagających pomocy. Jest nas wiele w organizacjach pozarządowych. Czy wprowadzimy z tego powodu obowiązkowe parytety dla mężczyzn?

Polki nie musiały walczyć

Nie przypadkiem parytetowy feminizm jest tak silny w krajach skandynawskich i protestanckich bardziej niż w katolickiej Polsce. Tam kobiety nie dziedziczyły ziemi, majątku i tym samym podlegały znacznie większej dyskryminacji niż córki polskich ziemian, kupców, a także chłopów. Proszę przypomnieć sobie "Dumę i uprzedzenie" Jane Austen. Co więcej, brak własnego państwa spowodował, że socjalizacja prowadzona w domu przez polskie kobiety była wzbogacona o wpajanie tożsamości narodowej i religijnej. To sprawiało, że ich rola była większa, niż w innych, wolnych krajach.

Wraz z niepodległością Polki dostały prawa wyborcze. O nic nie musiały walczyć – dla mężczyzn to było jasne. Mamy tradycję dobrej, także w kulturze i obyczajach, pozycji kobiet. Nie ma powodów czerpać z dorobku krajów, gdzie kobiety miały z czym i o co walczyć.

Zawsze mam ochotę zapytać panie, które popierają parytety: czy nie warto wprowadzić dodatkowo kryterium urody i wieku? Jeśli stosujemy statystykę jako podstawę decyzji o parytetach, to zadajmy pytanie o inne kryteria demograficzne – wiek, wzrost, płodność etc.

Parytetowe myślenie przypomina mi rzeczywistość PRL, gdzie absurd i nonsens były nieustannie obecne w życiu codziennym.

W Opiniach

Ewa Rumińska-Zimny

Kobieta w zarządzie się opłaca

19 sierpnia 2011 r.

wspł. amc

Parytety są przykładem inżynierii społecznej, wyrastającej z tego samego sposobu myślenia, z którego czerpał tzw. światopogląd naukowy marksizm-leninizm, komunizm i którym posługiwano się w PRL. To kolejny przykład odgórnego, despotycznego ingerowania w statystyczny wizerunek społeczeństwa, bez próby jego zrozumienia, bez szacunku dla ludzkich postaw, wyborów i systemów wartości. Zamiast wprowadzać parytety, twórzmy reguły gry, które będą chronić prawa człowieka, wolność jednostki, a także likwidować wszystkie przejawy dyskryminacji.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?