Sejm. Ostatnie posiedzenie przed wyborami. Stronnicy Napieralskiego mówią dziennikarzom do kamer, że premierem po 9 października może być Aleksander Kwaśniewski. News szybko ląduje na czołówkach portali informacyjnych. Odciągamy na stronę jednego z ludzi Napieralskiego. – Przecież to kosmiczna bzdura. Po co to wrzucacie dziennikarzom? – pytamy. – Wiem, że bzdura, ale kampania nam zdycha. Trzeba podtrzymać zainteresowanie Sojuszem – mówił nieco skruszony poseł.
Przestraszone córki
Kampania SLD wygląda marnie, nie ma dobrych pomysłów na rozliczanie Platformy z czterech lat rządzenia. I przeszkodą nie jest brak pieniędzy, bo te akurat są po sprzedaży słynnej siedziby na Rozbrat. Nie ma czegoś innego – werwy, parcia do przodu.
Symbolem fatalnej kampanii jest ustawka Napieralskiego w księgarni, gdzie zawitał z córkami, żeby kupować szkolne przybory. Dziewczynki były przerażone kamerami, strzelającymi fleszami aparatów. Wszystko tym bardziej dziwne, że wybory nie są przedterminowe i był czas na przygotowanie się do walki o władzę. Widać, że często poczynania Napieralskiego są nieprzemyślane i okazują się strzelaniem kulą w płot. Tak było z deklaracją, że SLD gotowe jest do rozmów z Platformą o koalicji, nawet jeśli nie będzie ich chciał Donald Tusk. Pomysł został kompletnie zlekceważony przez liderów partii władzy.
Złe sygnały płyną też z innych stron. Od SLD odwrócił się nawet Jerzy Urban i jego "Nie", które otwarcie popiera Janusza Palikota. Ten ostatni "w pojedynkę" kradnie Sojuszowi kilka procent głosów. W sumie efekt jest taki, że poparcie dla SLD krąży w okolicach 10 procent. Dla formacji, która miała cztery razy wyższe notowania, swojego prezydenta, premiera i tuziny ministrów, to absolutna klęska. Niechętny jest Sojuszowi także lider kawiarnianej lewicy Sławomir Sierakowski. Redaktor "Krytyki Politycznej" powiedział ostatnio w "Polska The Times", że Napieralski to nie czarny koń, ale chabeta tych wyborów.
Wilczki Grzegorza
W Sojuszu i wokół niego rośnie niezadowolenie z przywództwa Napieralskiego. Na razie nikt poważny nie chce się wychylać z krytyką. – Po co? Po to, żeby usłyszeć "wynik jest słaby, ale wina jest po waszej stronie, bo wkładaliście kij w szprychy liderowi". Lepiej nie dawać pretekstu i zaczekać – mówił jeden z przeciwników szefa SLD.