Grzegorz Napieralski – co z SLD? Reszka i Majewski

Kwaśniewski i Miller są dogadani, że po wyborach trzeba zrobić porządek z SLD – piszą publicyści „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 22.09.2011 21:43 Publikacja: 22.09.2011 19:13

Paweł Reszka i Michał Majewski

Paweł Reszka i Michał Majewski

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Sejm. Ostatnie posiedzenie przed wyborami. Stronnicy Napieralskiego mówią dziennikarzom do kamer, że premierem po 9 października może być Aleksander Kwaśniewski. News szybko ląduje na czołówkach portali informacyjnych. Odciągamy na stronę jednego z ludzi Napieralskiego. – Przecież to kosmiczna bzdura. Po co to wrzucacie dziennikarzom? – pytamy. – Wiem, że bzdura, ale kampania nam zdycha. Trzeba podtrzymać zainteresowanie Sojuszem – mówił nieco skruszony poseł.

Przestraszone córki

Kampania SLD wygląda marnie, nie ma dobrych pomysłów na rozliczanie Platformy z czterech lat rządzenia. I przeszkodą nie jest brak pieniędzy, bo te akurat są po sprzedaży słynnej siedziby na Rozbrat. Nie ma czegoś innego – werwy, parcia do przodu.

Symbolem fatalnej kampanii jest ustawka Napieralskiego w księgarni, gdzie zawitał z córkami, żeby kupować szkolne przybory. Dziewczynki były przerażone kamerami, strzelającymi fleszami aparatów. Wszystko tym bardziej dziwne, że wybory nie są przedterminowe i był czas na przygotowanie się do walki o władzę. Widać, że często poczynania Napieralskiego są nieprzemyślane i okazują się strzelaniem kulą w płot. Tak było z deklaracją, że SLD gotowe jest do rozmów z Platformą o koalicji, nawet jeśli nie będzie ich chciał Donald Tusk. Pomysł został kompletnie zlekceważony przez liderów partii władzy.

Złe sygnały płyną też z innych stron. Od SLD odwrócił się nawet Jerzy Urban i jego "Nie", które otwarcie popiera Janusza Palikota. Ten ostatni "w pojedynkę" kradnie Sojuszowi kilka procent głosów. W sumie efekt jest taki, że poparcie dla SLD krąży w okolicach 10 procent. Dla formacji, która miała cztery razy wyższe notowania, swojego prezydenta, premiera i tuziny ministrów, to absolutna klęska. Niechętny jest Sojuszowi także lider kawiarnianej lewicy Sławomir Sierakowski. Redaktor "Krytyki Politycznej" powiedział ostatnio w "Polska The Times", że Napieralski to nie czarny koń, ale chabeta tych wyborów.

Wilczki Grzegorza

W Sojuszu i wokół niego rośnie niezadowolenie z przywództwa Napieralskiego. Na razie nikt poważny nie chce się wychylać z krytyką. – Po co? Po to, żeby usłyszeć "wynik jest słaby, ale wina jest po waszej stronie, bo wkładaliście kij w szprychy liderowi". Lepiej nie dawać pretekstu i zaczekać – mówił jeden z przeciwników szefa SLD.

Ale po 9 października wiele osób nie będzie miało skrupułów, żeby powiedzieć, co myśli o Napieralskim i sposobie, w jaki prowadzi Sojusz. Lista niezadowolonych jest długa. Kwaśniewski, Miller, Oleksy, Olejniczak, Piekarska, Kalisz, Czarzasty – to kilka najważniejszych nazwisk. Właściwie trudno na lewicy znaleźć osobę z "dużym nazwiskiem", która mówiłaby o Napieralskim z respektem i szacunkiem: "Tak, to jest gość, który może poprowadzić lewicę do zwycięstw".

Napieralskiego otacza i popiera grupa oddanych i młodych wilczków – Tomasz Kalita, Radosław Nielek, Kazimierz Karolczak, Łukasz Naczas, Tomasz Kamiński. Nie mają politycznych sukcesów i doświadczenia. Starzy posłowie lewicy w kuluarach z przerażeniem cytują wywiad Naczasa z dodatku weekendowego "Rzeczpospolitej" – "Plusa Minusa" (porównywał tam Kaczyńskiego do Führera, ABW i CBA do SS i gestapo, pytany o źródła finansowania swoich pomysłów wyborczych odsyłał do "ekspertyz" znalezionych w Internecie).

– Brałem udział w sztabowej burzy mózgów z tymi panami. Czułem, że to, co mówię, jest lekceważone i niebrane pod uwagę. Postanowiłem nie marnować więcej czasu na takie spotkania – opowiada doświadczony polityk SLD.

– Jak oni chcą przywalić rządowi w sprawach edukacji, to niech dzwonią do byłej szefowej MEN, fachowca w tych sprawach, Krystyny Łybackiej: "Przyjdź i powiedz, jak bić, żeby zabolało najmocniej". Oni otwierają komputery, guglują, a potem opowiadają jakieś brednie na konferencjach – mówi poseł lewicy.

Wydaje się, że problem tkwi w samym Napieralskim.

Jeden z weteranów SLD: – Nie ma charyzmy, zawodowego doświadczenia, nie wzbudza za grosz respektu. Nie jest traktowany poważnie nawet przez młode dziennikarki w Sejmie.

Skok do gardła

Napieralski zdaje sobie sprawę z własnych niedostatków. Dlatego pracowicie w ostatnich latach wycinał tych, którzy mogliby zagrozić jego pozycji w partii. Tyle że, stosując taką metodę, narobił sobie całą masę wpływowych wrogów na lewicy. – W przypadku niepowodzenia, a na takie się zanosi, ci ludzie rzucą mu się do gardła – opisuje były już działacz SLD.

Gwoździem do trumny może być prestiżowa klęska w bezpośrednim pojedynku w Szczecinie, gdzie Napieralski zetrze się z Bartoszem Arłukowiczem. – Arłukowicz bardzo przykłada się do kampanii. Sam rozdał mieszkańcom 8 tysięcy ulotek. Napieralskiego nie widać, nie ma go, kompletnie odpuścił – opisuje polityk ze Szczecina. Zrobiony w mieście sondaż jest dla Napieralskiego druzgocący, ma 6 procent poparcia, Arłukowicz – 23. Wyżej od lidera SLD stoją nawet akcje Joachima Brudzińskiego z PiS.

Co pozwoliłoby Napieralskiemu złapać oddech? Ogólnokrajowy wynik na poziomie 15 procent i wejście do koalicji rządowej. Wpływowy polityk SLD: – Napieralski będzie mógł wtedy powiedzieć: zaraz, zaraz, po sześciu latach w opozycji wchodzimy do rządu, mamy więcej foteli w Sejmie niż w poprzedniej kadencji. Wtedy się obroni. Jeśli wynik będzie w okolicach 10 procent, a Sojusz znajdzie się znów w opozycji? Inny doświadczony polityk Sojuszu: – Wtedy zacznie się wewnętrzna wojna, bo mandatów nie zdobędzie część wiernych, którzy wsparli Napieralskiego. Na lokalnych konwencjach, które będą podsumowaniem kampanii, zacznie się ferment.

Deal ojców założycieli

Jak może przebiegać wewnętrzna walka?

Opowiada polityk, który rozstał się z SLD, ale nadal jest bardzo dobrze zorientowany w partyjnej sytuacji: – Kwaśniewski i Miller są dogadani, że po wyborach trzeba zrobić porządek z SLD. Obu serce krwawi, gdy patrzą, co z ich politycznym dzieckiem robi Napieralski ze swymi chłopcami.

Faktem jest, że Miller i Kwaśniewski, których dawniej łączyła szorstka przyjaźń, są teraz w doskonałej komitywie. Były prezydent pojechał nawet do Gdyni, żeby wesprzeć Millera ubiegającego się o mandat poselski.

Na niedawnej konwencji SLD Kwaśniewski rzucił, że Sojusz potrzebuje prawdziwego, mocnego przywództwa. Powszechnie odczytano to jako aluzję, że obecne przywództwo takie nie jest. Zbliżenie między Kwaśniewskim a Millerem oczywiście wywołuje zaniepokojenie wśród stronników Napieralskiego. Jeden z najbliższych współpracowników szefa SLD mówił nam otwarcie:

– Dlaczego grają razem? Najpoważniejsza hipoteza jest taka, że zakopali wojenny topór i wspólnie będą chcieli porachować nam kości po wyborach.

Odprawienie Napieralskiego wcale nie będzie takie proste. Lider pozakładał "zabezpieczenia" na wypadek porażki. Jeden z SLD-owskich wyjadaczy: – To już nie jest ta sama partia, co kilka lat temu. Wielu osób w terenie, żołnierzy z zaciągu Napieralskiego, nawet nie znam. To może się okazać poważna siła, która nie będzie chciała zmian.

Druga sprawa to konstrukcja list wyborczych SLD. "Biorące miejsca" na nich mają działacze wierni Napieralskiemu. Lider Sojuszu chce mieć pewność, że będzie kontrolował przyszły klub parlamentarny. Zgodnie z pomysłem – może mniejszy, ale własny.

Budując listy w ten sposób, zaryzykował kolejne konflikty, m.in. ze środowiskiem Stowarzyszenia "Ordynacka" i jego szefem Włodzimierzem Czarzastym. – Włodek, który jest ogromnie rozgoryczony, liczył, że on i kilka innych osób z "Ordynackiej" dostaną "biorące miejsca" na listach. Dostali figę. Dlaczego? Napieralski się bał, że Czarzasty ze swoją grupką zerwie mu się w Sejmie ze smyczy – opisuje znajomy byłego sekretarza Krajowej Rady.

Czarzasty w 2010 roku przyłożył się do dobrej prezydenckiej kampanii Napieralskiego. O obecnej kampanii Sojuszu nie chce rozmawiać. – Jak już mówiłem publicznie, nie mam z nią nic wspólnego, nie odpowiadam za to, co się dzieje – powiedział nam Czarzasty i grzecznie zakończył rozmowę.

Nadchodzi Miller?

Przeciwnicy obecnego szefa SLD mają jeszcze jeden problem, gdyby potrzebna była rewolucja. Na horyzoncie nie widać osoby, która mogłaby przejąć przywództwo w partii po Napieralskim.

Jeszcze kilka miesięcy temu naturalnym następcą był Bartosz Arłukowicz, ale ten jest dziś w obozie Tuska. Czy mógłby wrócić na białym koniu? Polityk SLD, spoza grupy Napieralskiego, który dobrze zna atmosferę wewnątrz partii: – Powrót Arłukowicza jest niemożliwy. Przecież on poszedł do przeciwników politycznych. Gra w wyborach przeciw Sojuszowi. Poza wszystkim jakby wyglądało takie zmienianie barw? Pamiętajcie, jak fatalnie były przyjmowane frondy Kluzik-Rostkowskiej.

Olejniczak? Na najbliższe lata wiąże przyszłość z Parlamentem Europejskim i nie chce wracać do Warszawy.

Kalisz? Popularny i lubiany. Tyle że skoncentrowany na sobie. Wątpliwe, by umiał i chciał zajmować się godzeniem wewnątrzpartyjnych interesów, a takie zadanie stoi przed liderem.

– Chyba że miałby sprawnego sekretarza generalnego, który odwalałby partyjną robotę. Rysiu dawałby twarz, a partię ustawiałby ktoś inny mówi polityk SLD.

Miller? Przy tym nazwisku warto się na chwilę zatrzymać. Młody lider skutecznie pozbył się z list Oleksego czy Czarzastego, a Miller dostał jedynkę w Gdyni. Rzucono go tam, choć z regionem ma niewiele wspólnego.

Polityk SLD: – Miller jest niesłychanie popularny wśród wyborców lewicy. Napieralski był po prostu za słaby, żeby nie dać mu miejsca na liście. Doły zawyłyby po takim zagraniu.

Dobijanie rannych

Oczywiście dla Napieralskiego niemal pewna obecność Millera w przyszłym Sejmie to jak wpuszczenie lisa do kurnika. Kilku polityków lewicy, z którymi rozmawialiśmy, mówiło nam to samo

– Miller zbyt wiele przeszedł, ma zbyt silny charakter, żeby podporządkować się komuś takiemu jak Napieralski. Czy były premier może stanąć na czele lewicy, gdyby się okazało, że kampania pod wodzą Napieralskiego kończy się porażką?

Jest pewien zgrzyt programowy. Miller twierdzi, że socjalizm trzeba zwalczać, jest zwolennikiem podatku liniowego, z którego zrezygnowała kiedyś liberalna Platforma Obywatelska. Sam o sobie były premier mówi, że jest "socjalliberałem" i chciałby się w Sejmie zajmować niszczeniem barier biurokratycznych, które hamują przedsiębiorczość.

Ktoś taki na czele SLD? To oznaczałoby poważny zwrot programowy partii. Tyle że nie takie zwroty programowe widziano w polskiej polityce. Ważniejsza wydaje się inna zasada, która stosowana była w SLD od dawna. Polityk lewicy: – W Sojuszu nie szyje się ran, tylko dobija rannych. A Napieralski właśnie zaczyna krwawić.

Sejm. Ostatnie posiedzenie przed wyborami. Stronnicy Napieralskiego mówią dziennikarzom do kamer, że premierem po 9 października może być Aleksander Kwaśniewski. News szybko ląduje na czołówkach portali informacyjnych. Odciągamy na stronę jednego z ludzi Napieralskiego. – Przecież to kosmiczna bzdura. Po co to wrzucacie dziennikarzom? – pytamy. – Wiem, że bzdura, ale kampania nam zdycha. Trzeba podtrzymać zainteresowanie Sojuszem – mówił nieco skruszony poseł.

Przestraszone córki

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA