Jakiś czas temu pisałem na tych łamach z uznaniem o pragmatyzmie w polityce zagranicznej obecnego rządu, zwłaszcza na kierunku wschodnim („Pragmatyzm na Wschodzie", „Rz" z 7.01. 2011 r.). Z uznaniem witałem m.in. odwagę pozwalającą na odejście od zdezaktualizowanych moim zdaniem doktryn Jerzego Giedroycia. Dziś, gdy dzięki nieocenionej WikiLeaks znamy treść niektórych amerykańskich depesz z Warszawy, pogląd swój nieco bym zmodyfikował. A już z pewnością nie miałem na myśli tej odmiany „pragmatyzmu", która od kilku miesięcy nakazuje rządowi Donalda Tuska instrumentalizować politykę zagraniczną do celów czysto wewnętrznych. Szczególnie zaś na potrzeby wyborów.
Priorytet – wybory
Rozdęta do monstrualnych rozmiarów propagandowa kampania wokół polskiej prezydencji (prowadzona m.in. z udziałem usłużnych think tanków) wzbudzałaby może wzruszenie ramion, gdyby nie wprowadzanie opinii publicznej w błąd poprzez lansowanie fantomu rzekomo niezwykle istotnej roli naszego kraju w Unii Europejskiej i unijnych mechanizmach decyzyjnych. Było to zwykłe nadmuchiwanie balonu, jako że po wejściu w życie traktatu lizbońskiego rola kraju sprawującego prezydencję została znacznie zredukowana i obecnie sprowadza się ona w zasadzie do czynności organizacyjno-technicznych.
Serwilizm wobec ekip rządzących jest zasadniczo sprzeczny z samą ideą think tanków
Zresztą nie tak dawno w przypływie szczerości Jacques Delors, jeden z architektów Unii, z niejakim ubolewaniem wyznał w wywiadzie telewizyjnym, iż polska prezydencja jest ignorowana, a Polska – pomijana. Kontrast między tą wypowiedzią (nawiasem mówiąc niemal przemilczaną przez polskie media) a przeznaczoną dla naszej opinii publicznej kampanią rzekomo „informacyjną" jest uderzający. Trudno zachować powagę, czytając i słuchając o polskich „priorytetach". Niewielu chyba jeszcze pamięta, co to za priorytety. Nie sposób w tym kontekście nie przytoczyć zgryźliwej uwagi jednego z polityków, iż głównym priorytetem polskiej prezydencji jest wygranie przez Platformę Obywatelską wyborów parlamentarnych.
Niezależny jak Lewandowski
Innym przykładem wprowadzania w błąd wyborców i rozmijania się z realiami jest telewizyjny spot wyborczy partii rządzącej z udziałem m.in. Janusza Lewandowskiego, komisarza Unii odpowiedzialnego za budżet i programowanie finansowe.