Od ogłoszenia pierwszych sondażowych, a potem oficjalnych wyników wyborów parlamentarnych z Prawa i Sprawiedliwości płyną dwa komunikaty. Pierwszy to nawiązanie do scenariusza węgierskiego. Politycy PiS mówią: Będziemy jak Viktor Orban, który po ośmiu latach w opozycji na fali gospodarczego kryzysu powrócił na fotel premiera Węgier, przejmując pełnię władzy w swym kraju.
Drugi przekaz dotyczy podsumowania kampanii: nie będzie żadnych rozliczeń. Przesłanie to zostało zwieńczone wtorkową wypowiedzią samego Jarosława Kaczyńskiego, że również on nie zamierza podawać się do dymisji. Odpowiedział tym samym na pytania o wywiad sprzed trzech lat, w którym zapowiedział, że po ewentualnej klęsce w 2011 roku ustąpi miejsca młodszym.
Prezent dla Platformy
Oba te komunikaty polityczne można sprowadzić jednak do jednej prostej myśli: według polityków PiS wina za przegrane wybory nie leży wewnątrz tej partii, lecz poza nią. Kolejnej klęsce wyborczej Prawa i Sprawiedliwości winne są Platforma Obywatelska, media oraz społeczeństwo, które – zdaniem polityków PiS – zostało totalnie zmanipulowane i dlatego nie zdecydowało się oddać władzy w ręce Jarosława Kaczyńskiego.
Samo Prawo i Sprawiedliwość nie ma sobie nic do zarzucenia. Oznacza to, że zamiast przemyślenia powodów kolejnej przegranej, zamiast wyciągnięcia wniosków i dokonania zmian partia postanawia czekać, aż w Polsce będzie tak źle, że obywatele dojrzeją do tego, by oddać jej władzę.
Oznacza to, że choć zmienia się rzeczywistość, choć Polska jest dziś zupełnie inna niż w 2005, 2007 czy nawet 2010 roku, partia Jarosława Kaczyńskiego nie chce zmieniać siebie, lecz czekać na lepsze czasy. To strategia samobójcza i największy prezent, jaki PiS może zrobić rządzącej Platformie Obywatelskiej. Dlaczego? Bo dawane przez polityków PiS przykłady zupełnie nie pasują do polskiej rzeczywistości.