Złośliwi przypominają, że gdyby dosłownie brać dotychczasowe deklaracje Donalda Tuska, to od roku mielibyśmy w naszych portfelach euro zamiast złotówek. Taką bowiem zapowiedź wygłosił premier we wrześniu 2008 roku. A gdyby spełnił swoje obietnice z pierwszego exposé, to dzisiaj rozliczalibyśmy podatki przez Internet, albo w czasie Euro 2012 jeździli z jednego meczu na drugi "siecią szybkich dróg".
Obrońcy prawdomówności szefa rządu mówią, że te wszystkie zapowiedzi zostały unieważnione przez niespodziewany kryzys. Ten argument nie może jednak działać w przypadku drugiego exposé. Niecałe dwa miesiące po jego wygłoszeniu wiadomo, że było ono w dużej mierze zbiorem haseł, a nie planem działania. Widać, że jakaś część zapowiedzi została wygłoszona bez wcześniejszej analizy. Także na najbardziej podstawowym poziomie, czyli analizy prawnej, której przeprowadzenie od razu dałoby odpowiedź, czy dane rozwiązanie jest w ogóle do wprowadzenia.
– Zgłosimy w połowie roku propozycję zmian dotyczących tych specyficznych uprawnień wynikających ze stanu spoczynku prokuratorów i sędziów – mówił w Sejmie szef rządu, odnosząc się do nadmiernego jego zdaniem przywileju. Zwróćmy uwagę na sformułowanie, czyli termin "w połowie roku". Tusk zapowiedział konkretną zmianę i jej dokładny czas.
To najlepiej pokazuje, że exposé było wielką improwizacją, którą dopiero po wygłoszeniu próbuje się przekształcić w realny program. Kilkanaście dni po tych słowach okazało się, że konstytucja nie zezwala na zabranie sędziom stanu spoczynku. Odkrył to świeżo upieczony minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Rzec by można, na dzień dobry swojej kariery w resorcie sprawiedliwości.
W przypadku prokuratorów opinie konstytucjonalistów są różne. Ale też na początku grudnia minister Gowin i prokurator generalny Andrzej Seremet stwierdzili, że stan spoczynku to prawo nabyte prokuratorów. Ostatnio zaś Seremet zapowiedział, że kilkuset prokuratorów odejdzie z pracy w razie skasowania tego prawa.