Donald Tusk szuka poparcia - Świetlik

Walka o sondażowe słupki się wzmaga. Będziemy więc świadkami premierowskiej wściekłości, łajania ministrów, obietnic deregulacji, profesjonalizacji i przykręcania śruby urzędnikom – twierdzi publicysta

Publikacja: 21.02.2012 18:20

Wiktor Świetlik

Wiktor Świetlik

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Rozliczenia za błędy najwyższych urzędników w Polsce przypominają finałową scenę "Wojny światów – Następnego stulecia" Piotra Szulkina. Egzekucja głównego bohatera jest na żywo transmitowana przez telewizję. Wszystko jest prawdziwie aż do momentu, kiedy pluton egzekucyjny oddaje strzał. Na ekranach telewizorów widać trupa. Ale w rzeczywistości rozstrzelany spokojnym krokiem oddala się w kierunku więziennej bramy.

My na ekranie widzieliśmy ostatnio przepraszanie. Donald Tusk przeprosił za brak konsultacji w sprawie ACTA, za to samo Tuska przeprosił Michał Boni. W końcu Sławomir Nowak – jak zawsze drepcząc śladem szefa – przeprosił naród za głupią wypowiedź o tym, że "autostrady nie grają na Euro 2012". Kiedy Kargul i Pawlak, prawdziwe chłopy, podchodzili do płota i płakali – miało być święto. Teraz też je mamy obchodzić z okazji publicznych przeprosin władzy.

Docenić fakt, że "ten premier potrafi przepraszać". Swoją drogą to znamienite, że kiedyś przez określenie "ekspiacja", oznaczające działania podejmowane w celu odkupienia win, rozumiano rozmaite ciężkie pokuty. Dziś słowa tego używa się coraz częściej tylko w znaczeniu "przeprosiny".

Marsowe miny

Jednak nawet takie gołe – bo nieprzyodziane w żadne skutki i konsekwencje – przeprosiny to i tak szczyt. Z reguły winni są inni. Tak jest w przypadku umów z byłym prezesem Narodowego Centrum Sportu i jego przybocznymi, którzy nie wywiązali się ze swoich zobowiązań.

Donald Tusk – jak tłumaczono – zdumiony bulwersującymi premiami budowniczych Stadionu stwierdził, że coś z tym trzeba zrobić i wezwał do siebie minister sportu. Akurat w tej sprawie nie za bardzo winną, bo umowy zatwierdził poprzednik Joanny Muchy.

A w tych umowach zgodzono się na zwolnienie Rafała Kaplera, prezesa NCS, z dużej części odpowiedzialności za swoją pracę. W dodatku ma on otrzymać rewelacyjne odsetki w przypadku, jeśli wypłata jego "premii" się opóźni. Zupełnie jakby zawczasu zabezpieczano go na wypadek ewentualnej medialnej burzy z jego osobą w roli głównej.

Kto odpowiada za podpisanie tak skrajnie antymotywacyjnie sformułowanej umowy? I za to, że o Rafała Kaplera zadbano bardziej niż o sam stadion? Dużo mówi się o odpowiedzialności któregoś z dwóch, albo obydwu naraz, poprzedników Joanny Muchy. Ale i Mirosław Drzewiecki, i Adam Giersz mieli zwierzchnika. W przypadku tak prestiżowej inwestycji powinien on chyba ich lepiej kontrolować.

Ten zwierzchnik, przy najlepszej dla niego interpretacji, dopuścił się więc poważnego niedopatrzenia. Dla przypomnienia, w 2009 roku zwierzchnikiem ministra Giersza nie była Joanna Mucha, ale ktoś zupełnie inny.

Najłatwiej jednak zwalić całą winę na nieobecnych, okazać wzburzenie, w najgorszym przypadku – przeprosić. Te wszystkie ministerskie kajania i marsowe miny premiera do czasu, kiedy medialna wrzawa nie minie, to tylko godne zwieńczenie wielkiej piramidy urzędniczej nieodpowiedzialności za błędy. Zaczyna się ona często na poziomie podreferatów, a potem – podążając w górę – jest coraz gorzej.

Rytualne tańce

Dzikie ludy, kiedy brakuje im deszczu, biją w bębny i odprawiają rytualne tańce. Natomiast polskie rządy, kiedy społeczeństwo sygnalizuje im jakieś poważne braki, tworzą nowe przepisy. To prostsze niż wymuszenie większej wykonalności dotychczasowych praw. W ten sposób powstała niedawna ustawa o odpowiedzialności majątkowej urzędników. Za szkodę powstałą przy rażącym (uwaga, to ważny przymiotnik!) naruszeniu przepisów mogą oni zapłacić karę rzędu kilkunastu swoich pensji.

O "rażące naruszenia" jednak niełatwo. Nie dokonuje go przecież urzędnik, który wykańcza drobnego przedsiębiorcę nadinterpretacją przepisów, wstrzymuje wydanie planu zagospodarowania przestrzennego albo latami zwleka z przekwalifikowaniem komuś grupy inwalidzkiej (najlepiej do czasu śmierci petenta). Najłatwiej nie naruszyć prawa "rażąco", nie wydając żadnej decyzji. Zresztą, czy przez ostatnie cztery lata nie szedł z góry przykład tego, że nie ma takiej decyzji, której nie można by przełożyć?

Prawo nie jest jednak tu największym problemem. Pozostają przecież jeszcze kodeksy karny i cywilny, a także wiele innych przepisów, jak choćby niedawno znowelizowana ustawa o naruszeniu dyscypliny finansów publicznych. Problem w niewykonywaniu nawet tego istniejącego prawa. W niepociąganiu do odpowiedzialności i powszechnej świadomości tego stanu rzeczy. W poczuciu bezkarności.

Kilkanaście lat temu brytyjski sędzia Michael Nolan sformułował na zlecenie premiera Johna Majora siedem reguł dobrej administracji. Były to bezstronność, niezawisłość, obiektywizm, odpowiedzialność, jawność, uczciwość i zasada przywództwa. W teorii w Polsce wszystkie one funkcjonują. Tyle że ta teoria ma się do praktyki jak pięść do nosa, co widzimy na co dzień w mikro i makroskali. Szczególnie szwankuje jej ostatni punkt. Chyba że mówimy o przywództwie w nieprzestrzeganiu poprzednich sześciu punktów.

Będzie znośniej

Obrońcy administracji stwierdzą, że to nieprawda. To nieustannie szwankujący wykonawcy odpowiadają za kłopoty z budową autostrad, a nie ludzie, którzy przygotowują przetargi, w których wyłania się tych wykonawców. To nie ministerstwo odpowiada za szkolną makabrę z sześciolatkami, tylko globalny kryzys, który ograniczył środki na reformę. To nie urzędnicy odpowiadają także za przetargi na oprogramowanie komputerowe, które są tak formułowane, że w samych wstępnych warunkach wskazane jest, kto wygra. Po prostu inaczej się nie da.

Ludzi administracji w poczuciu bezkarności utwierdzić mogły ostatnio świętokrzyskie sądy, broniąc opieszałości urzędniczej przed drobnymi przedsiębiorcami (o czym pisała niedawno "Rzeczpospolita"). Okazało się, że trzykrotne przekraczanie terminów wydawania decyzji administracyjnych, zdaniem sądu, nie narusza dóbr osobistych przedsiębiorców.

I tu – po wzór – wystarczy spojrzeć w górę. Na Donalda Tuska przez kilka lat niedymisjonującego tonącego w błędach i niekompetencji Bogdana Klicha, a z drugiej strony, wcześniej, dokonującego pod publiczkę egzekucji Bogu ducha winnego Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Jakość i efektywność mają niewielkie znaczenie.

Oczywiście nikogo nie zmotywuje się do pracy samymi karami. Ale i system nagród w administracji czy części spółek Skarbu Państwa też wygląda specyficznie. Słowa "premia" i "nagroda" w polskiej administracji nabrało nowego znaczenia. Dobrze objaśnił je na tych łamach, w rozmowie z Michałem Majewskim i Pawłem Reszką, sam Rafał Kapler, tłumacząc, skąd się bierze przysługujące mu pół miliona złotych z górką: "Drzewiecki uważał, że tak będzie znośniej z punktu widzenia opinii publicznej". Oto podstawowa dziś zasada premiowania. Czy się stoi, czy się leży.

Ryba psuje się od Tuska

Profesor Antoni Dudek wielokrotnie pisał o tym, że najpoważniejszą tamą, na jaką trafia dziś polska przedsiębiorczość, modernizacja kraju, jego reformowanie, jest warstwa urzędnicza. Zablokowana od lat biurokratyczna magma wciągająca i stapiająca każdego, kto próbuje przez nią się przebić.

Cechą konstytutywną tej magmy jest nieodpowiedzialność i nierozliczalność. To brak oceny realnych efektów pracy, jaki nie śni się pracownikom sektora prywatnego czy organizacji pozarządowych. A także wspomniany brak motywacji. Ambitniacy, reformatorzy traktowani są jako zagrożenie i tępieni. Liczą się środowiskowe bądź polityczne układy, a także wysługa lat. Ta ostatnia jest zdecydowanie lepiej premiowana niż talent czy innowacyjność.

Przygotowywana jest co prawda zmiana, wedle której premie kierownicze mają być w większym stopniu zależne od efektów pracy, przede wszystkim zdolności utrzymania dyscypliny budżetowej, a nie od stażu pracy. Ale i tu wszystko zależy, a jakże by inaczej, od tego, jak nowe przepisy będą interpretowane. Zmiana ta może łatwo posłużyć po prostu do tego, by większą pulę przeznaczyć na nagrody dla osób na stanowiskach kierowniczych kosztem szeregowych pracowników. Świetna motywacja dla tych ostatnich.

Walka o sondażowe słupki się wzmaga, więc w najbliższym czasie czeka nas sporo telewizyjnych połajanek ministrów przez "wściekłego" na nich premiera i medialnych samokrytyk. Zapewne nie zabraknie też symbolicznych gestów, obietnic deregulacji, profesjonalizacji, przykręcania śruby urzędnikom.

Zresztą ostatnio wprowadzane zmiany prawne nie brzmią najgorzej. Ale diabeł tkwi w wykonywaniu prawa (a raczej jego niewykonywaniu) i tym, że polska administracja psuje się od głowy. Biorąc więc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia, zasadna wydaje się obawa, że dopóki ta głowa się nie zmieni lub nie zostanie zmieniona, całe danie pozostanie nieświeże.

Autor jest dziennikarzem i publicystą,  felietonistą  "Uważam Rze" i  "Super Expressu"

Rozliczenia za błędy najwyższych urzędników w Polsce przypominają finałową scenę "Wojny światów – Następnego stulecia" Piotra Szulkina. Egzekucja głównego bohatera jest na żywo transmitowana przez telewizję. Wszystko jest prawdziwie aż do momentu, kiedy pluton egzekucyjny oddaje strzał. Na ekranach telewizorów widać trupa. Ale w rzeczywistości rozstrzelany spokojnym krokiem oddala się w kierunku więziennej bramy.

My na ekranie widzieliśmy ostatnio przepraszanie. Donald Tusk przeprosił za brak konsultacji w sprawie ACTA, za to samo Tuska przeprosił Michał Boni. W końcu Sławomir Nowak – jak zawsze drepcząc śladem szefa – przeprosił naród za głupią wypowiedź o tym, że "autostrady nie grają na Euro 2012". Kiedy Kargul i Pawlak, prawdziwe chłopy, podchodzili do płota i płakali – miało być święto. Teraz też je mamy obchodzić z okazji publicznych przeprosin władzy.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę