Oficjalnie w administracji publicznej jest zatrudnionych około pół miliona osób. Nieoficjalnie - dwukrotnie więcej, jeśli doliczyć podpisywane przez państwowe i samorządowe instytucje umowy - zlecenia oraz umowy o dzieło. Mimo to, a może właśnie dzięki temu wystarczy niewielki incydent, by obnażyć niewydolność tej machiny. Doskonałym tego przykładem jest niedawne zamieszanie związane z zasadami wjazdu służb ratowniczych na autostradę A4.
Wiedza tylko dla urzędników
A4 została objęta systemem opłat. Każdy kierowca, który chce przejechać tą trasą, musi pobrać bilet. Po pobraniu biletu szlaban otwiera się automatycznie. Przed uruchomieniem systemu przedstawiciele operatora, firmy Kapsch, odbyli spotkania z przedstawicielami służb ratowniczych, wyjaśniając zasady wjazdu na autostradę. Zasady proste, więc - pozornie - nie powinno być żadnego problemu. A jednak...
Pod koniec maja, na kilka dni przed uruchomieniem systemu, wicewojewoda opolski pospieszył do mediów z informacją, że zalecił pojazdom służb ratunkowych, które nie będą mogły otworzyć bramek wjazdowych, taranowanie szlabanów. Wyszło zatem na to, że wojewoda nie orientuje się zupełnie w zasadach wjazdu na A4 oraz namawia do łamania prawa i niszczenia mienia. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już drugiego dnia działania systemu załoga karetki pogotowia wiozącej ciężko rannego najpierw przez kilka minut bezradnie stała pod bramką (otwieraną automatycznie), a potem przez niemal minutę mocowała się ze szlabanem, zamiast nacisnąć przycisk, pobrać bezpłatny bilet i swobodnie przejechać. Ta czynność zajęłaby kilka sekund. Sprawa odbiła się szerokim echem w mediach, a przy okazji okazało się, że ani strażacy, ani ratownicy nie mają zielonego pojęcia, jak przejechać przez bramki. Urzędnicy postanowili wiedzę zachować tylko dla siebie.
Nie można czuć się bezpiecznie
Na autostradzie A4 nie przewidziano awaryjnego pasa, po którym - bez konieczności przejazdu przez bramkę - mogłyby się poruszać karetki i wozy strażackie. Za to zaniedbanie odpowiedzialna jest Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Urzędnicy GDDKiA taktownie jednak nabrali wody w usta w tej trudnej kwestii, skupiając się na wydawaniu kuriozalnych oświadczeń, z których wynika, że nie bardzo orientują się w kwestiach, za które są odpowiedzialni.
Nie wiadomo, czy karygodne zaniedbanie, jakim jest niepoinformowanie ratowników o prostych zasadach wjazdu na autostradę, zostanie naprawione. Nie słychać też nic o konsekwencjach wobec osób, które zaniedbały swoje obowiązki, doprowadzając do chaosu.