Może też potknąć się o własne nogi, co widzieliśmy niedawno, gdy kilkoro posłów za wszelką cenę postanowiło asystować przy ekshumacjach ofiar smoleńskich. Określenie o wszelkiej cenie nie jest tu figurą retoryczną. Posłowie Macierewicz, Fotyga i inni grali na własne konto, kosztem reszty partii, która korzystała ostatnio z dobrej, wytworzonej przez samą siebie, koniunktury. Tyle że ta dobra passa nie wiązała się z występami na cmentarzach, ale mocną obecnością w debacie na temat gospodarki.
PiS-owska obecność w dyskursie ekonomicznym zostanie poddana egzaminowi w poniedziałek. Czyli w czasie debaty, na którą Jarosław Kaczyński zaprosił kwiat polskiej ekonomii. Egzamin zostanie oblany, gdy większość owego kwiatu zignoruje zaproszenie. Na razie wiemy tylko o kilku osobach, które nie przyjęły zaproszenia. Zobaczymy, ile ich będzie.
Egzamin będzie też oblany, gdy się okaże, że PiS ma zamknięte uszy na opinie zaproszonych gości. Gdy usłyszymy od polityków tego ugrupowania bezzasadne „nie, bo nie”. I gdy się okaże, że nie jest to dialog partii zainteresowanej merytoryczną recenzją jej programu, ale propagandowy wiec.
Gdyby jednak doszło do rzetelnej debaty, to abstrahując od wszelkich sympatii partyjnych, mielibyśmy do czynienia z wydarzeniem korzystnym dla nas wszystkich. Owszem, słupki w sondażach są ważne, ale bardziej istotne jest to, jak i o co spierają się siły polityczne.
Mogą bowiem konkurować wrzaskiem i demagogią, w myśl powiedzenia o dobrej monecie wypieranej przez złą. Mogą też, i powinny konkurować, pracą programową. Jest jakąś zasługą PiS, także Leszka Millera (bo i on przedstawił swój program), że dziś debatujemy nad sprawami, w których trzeba mieć argumenty, a nie jedynie ryczący głos i wazeliniarskie frazesy.