Zatrważająca jest łatwość, z jaką politycy i urzędnicy nakładają na obywateli i przedsiębiorców nowe ustawowe obowiązki. Dobre prawo powinno przede wszystkim jasno określać zobowiązania rządzących i definiować zakres interwencji państwa, a nie brutalnie ingerować w życie społeczne i gospodarcze.
By stawić czoła inflacji prawa, potrzebujemy szerokiego politycznego porozumienia wokół reformy stanowienia prawa. Taka swoista samoregulacja powinna ograniczyć zdolność władzy do tworzenia prawa niesprawiedliwego, nieprzemyślanego i wewnętrznie sprzecznego.
Szkodliwy nadmiar
„Chcę, żebyśmy byli pierwszym w naszej historii rządem, który pozostawi po sobie w sumie mniej obciążeń regulacyjnych niż zastał" – powiedział premier David Cameron, zapowiadając w 2011 roku program przeglądu 21 tysięcy regulacji ze wszystkich dziedzin prawa brytyjskiego.
Jako minister sprawiedliwości rozpocząłem starania na rzecz stworzenia ram prawnych dla przeprowadzenia przeglądu polskiego ustawodawstwa pod kątem jego celowości, jak i opracowania założeń do kompleksowej reformy procesu stanowienia prawa. Nie wystarczy bowiem kazuistycznie usuwać zbędne regulacje, jak dzieje się to w przypadku ustaw otwierających dostęp do zawodów regulowanych. Konieczna reforma legislacji powinna być ukierunkowana na deregulację systemową, rozumianą jako ograniczenie liczby zadań publicznych. Mechanizmy deregulacyjne powinny zaś zostać wpisane w sam proces stanowienia prawa tak, aby umożliwić usunięcie nadmiaru zbędnych i szkodliwych przepisów.
W ciągu ostatnich kilku lat KPRM, Rządowe Centrum Legislacji i Ministerstwo Gospodarki włożyły ogromny wysiłek w usprawnienie procesu legislacyjnego. Efekty są zauważalne. W obecnej kadencji liczba ustaw przyjmowanych przez rząd wyraźnie zmalała. Ustawy te koncentrują się na najważniejszych problemach Polaków, wskazanych w exposé prezesa Rady Ministrów. Przy implementacji prawa unijnego rygorystycznie egzekwowana jest zasada: minimum tego, co niezbędne.