Zakłamywanie Biesłanu

Największym problemem Putina w tym czasie były pokojowe inicjatywy Maschadowa

Publikacja: 02.09.2013 20:30

Krystyna Kurczab-Redlich

Krystyna Kurczab-Redlich

Foto: Fotorzepa, Sławomir Mielnik

Red

Już i tak jest za późno. Jeśli ktoś 1 września wspomni tragedię Biesłanu, to zapewne mechanicznie powtórzy obiegową wersję wydarzeń: 1 września 2004 roku szkołę w Biesłanie, w Północnej Osetii, w Rosji, opanowało 32 uzbrojonych terrorystów należących do sił czeczeńskiego dowódcy polowego Szamila Basajewa. Teren szkoły został otoczony przez policję i jednostki specjalne. Prowadzono negocjacje z napastnikami. Po dwóch dniach, aby uniemożliwić ucieczkę terrorystom, nastąpił szturm wojsk rosyjskich.

Bandytyzmu terrorystów nic nie usprawiedliwia. A wracać do tamtych zdarzeń trzeba nie dla umniejszenia ich win, lecz dlatego, że – jak wykazały wieloletnie niezależne śledztwa - w oficjalnych informacjach zgodne z prawdą są tylko data i miejsce akcji. I dlatego też, że dochodzenie do tej prawdy drogo kosztuje.

20 marca 2006 roku. Wieczór. Centrum Moskwy. Marina Litwinowicz, opozycyjna dziennikarka, twórczyni internetowej strony Prawda Biesłanu, podchodzi do samochodu. Zostaje napadnięta. Traci przytomność. Głowa w guzach, ciało w krwiakach i sińcach. Wybite zęby, pęknięte żebra. Podejrzenie wstrząsu mózgu. Otoczenie Litwinowicz oraz czytelnicy jednomyślnie wiążą napad z jej dochodzeniem w sprawie Biesłanu. Milicja nie wszczyna śledztwa w sprawie napadu.

Jak przy wcześniejszych aktach terrorystycznych, tak i przy tym w Biesłanie celem głównego śledztwa było ukrycie prawdy, a nie jej wyjawienie. Kolejną warstwą tego dramatu jest zgoda niemal całego „cywilizowanego świata" na takie postępowanie – pisze dziennikarka.

Kwiecień 2012 roku. Bałaszycha pod Moskwą. Wieczór. Dziennikarka opozycyjnej „Nowoj Gaziety" Jelena Miłaszyna zostaje napadnięta z podobnymi jak Litwinowicz skutkami. I zapewne z podobnego powodu. Od lat publikuje sensacyjne wyniki dochodzenia związanego z biesłańską tragedią. W marcu 2013 roku w Departamencie Stanu USA dostaje nagrodę Za Kobiecą Odwagę.

Akt terrorystyczny w Biesłanie rozpatrywały dwie prokuratury: Prokuratura Generalna Rosji i – niezależnie od niej, a nawet wbrew niej - prokuratura Osetii Północnej. Prokuratura północnoosetyjska dążyła do wiernego odtworzenia faktów, gdyż dopuszczenie do tragedii obciążało zarówno ją, jak i północnoosetyjskie organy władzy i ścigania. Także w Osetii Północnej toczyło się śledztwo przeciwko jedynemu pojmanemu terroryście (który – jak się okazało - nie miał broni i sam się poddał). I chociaż dziennikarzom wolno było je śledzić tylko z sąsiedniej sali, w której często wyłączano nagłośnienie, pozostały stenogramy z przesłuchań oskarżonego i świadków.

Oprócz stenogramów oraz milicyjnych aktów ujawnionych w niezależnych śledztwach trzeba tu jeszcze wymienić: materiały spraw karnych domniemanych terrorystów (wszyscy, których zidentyfikowano byli wcześniej zatrzymani jako bojownicy i przetrzymywani w aresztach FSB, potem wypuszczeni, co w tym czasie w Czeczenii należało do wyjątku), fakty ujawnione przez członkinie organizacji Matki Biesłanu (na przykład ten, że do wszystkich szkół w Biesłanie wysłano milicyjne patrole, a szkołę numer 1 ochraniała jedna funkcjonariuszka), telegramy milicyjne ze stolicy Osetii Północnej – Władykaukazu, przez cały sierpień 2004 roku uprzedzające Biesłan o możliwym niebezpieczeństwie ataku terrorystycznego, oddzielny raport deputowanego Dumy Państwowej, byłego rektora Bałtyckiego Państwowego Uniwersytetu Technicznego w Petersburgu, specjalisty od fizyki spalania i wybuchów, profesora Jurija Sawieliewa, udowadniający, że strzelano z miotaczy ognia do sali pełnej dzieci, i że to nie bomby terrorystów, lecz te pociski spowodowały pożar, a ten - zawalenie się dachu i śmierć większości z 333 zabitych zakładników. Wszystko to tworzy obraz sprzeczny z wersją oficjalną.

Przestępstwo na zamówienie

W obraz ten trudno uwierzyć, podobnie jak w fakty związane z innymi głośnymi aktami terrorystycznymi w Rosji. Można tu choćby wymienić: wysadzenie w powietrze budynków mieszkalnych w Bujnaksku, Moskwie i Wołgodońsku w 1999 roku, zamach na moskiewski dom kultury na Dubrowce podczas spektaklu „Nord-Ost" w 2002 roku, wybuch bomby w Kaspijsku w tym samym roku czy zamach na pociąg w Jessentukach w 2003 roku. Nagła śmierć dosięgła wielu z tych, którzy związane z tymi wydarzeniami fakty ujawnili: Jurij Szczekoczichina i Siergieja Juszenkowa w 2003 roku, Otto Latsisa w 2005 roku, Annę Politkowską i Aleksandra Litwinienkę w 2006 roku... Ostateczny wywód sprecyzowała Jelena Miłaszyna: „Akt terorystyczny w Biesłanie to klasyczne przestępstwo na zamówienie. Zamawiającym nie był Basajew. Jego wykorzystali ci, którym potrzebna była destabilizacja Osetii Północnej wykonana czeczeńskimi rękami. Wykorzystanie Basajewa, od 1992 roku związanego z rosyjskim wywiadem wojskowym (GRU), nie było trudne. Prawdą jest, że podczas tak zwanej pierwszej wojny czeczeńskiej (1993 – 1996) okazał się prawdziwie czeczeńskim patriotą, ale prawdą też jest, że początek rządów Władimira Putina zbiega się z antyczeczeńskimi w rezultacie poczynaniami Basajewa. I z jego walką z pokojowo nastawionym, uznawanym przez Zachód, prezydentem Czeczenii Maschadowem".

Największym problemem Putina w tym czasie były właśnie pokojowe inicjatywy Maschadowa, do których czynnie włączyli się zachodni politycy i Parlament Europejski. Dążyli do poddania Czeczenii pod kontrolę instytucji międzynarodowych, a to obnażyłoby bezmiar stosowanego tam przez Rosjan terroru, nieustępującego zbrodniom na Bałkanach. Kreml nie mógł do tego dopuścić. Ukazanie barbarzyństwa Czeczenów i przypisanie go Maschadowowi było więc na rękę obu „umawiającym" się stronom.

Tym razem kontaktami z Basajewem zajął się Wydział do Walki z Przestępczością Zorganizowaną północnoosetyjskiego MSW. Wspierała go północnoosetyjska służba bezpieczeństwa (FSB), włączając do gry swego agenta o nazwisku Chodow. Jego zadaniem było sprowokowanie Basajewa do działania i informowanie pełnomocników o jego zamiarach. Pełnomocnicy Chodowa wyznaczyli mu cel: budynek rządowy we Władykaukazie, stolicy Osetii Północnej, bo im potrzebna wówczas była destabilizacja sytuacji w republice i zmiana władzy. Basajewowi i jego podkomendnym otwarto więc przejście z Czeczenii do Osetii Północnej. I choć zmienił on ich plan na swój własny – szkołę – przeszkód po drodze nie napotkał. Czy Basajew – patriota –  przy pomocy sterroryzowanych dzieci rzeczywiście chciał zmusić prezydenta Putina do zakończenia rozlewu czeczeńskiej krwi i do zaprzestania masowego stosowania tortur? Nie wiadomo. Jedyne, co jest pewne, to to, że zależało mu na pertraktacjach.

Niewprowadzone do gry wydziały MSW mogły więc sobie bić na trwogę, a miejscowa prokuratura mogła poszukiwać znanego terrorystę Chodowa, który dziwnym trafem co rusz się jej wymykał. Po akcji w szkole numer 1 został wprawdzie zatrzymany, ale szybko ślad po nim zaginął.

Jak przez drogi ogarniętego wojną Kaukazu Północnego pełnego milicyjnych i wojskowych punktów kontrolnych mogła swobodnie się przemieszczać duża grupa uzbrojonych ludzi? Dlaczego nie prowadzono pertraktacji? Kto dowodził akcją obronną? Czy do obezwładnienia kilkudziesięciu terrorystów konieczna była potężna technika wojenna: siedem miotaczy ognia typu Trzmiel (zakazanych przez konwencje genewskie), dziesięć granatników, pięć czołgów T-72 i 7210 pocisków? Dlaczego straż pożarna zjawiła się dopiero dwie godziny po wybuchu pożaru? Dlaczego jednych terrorystów zabijano, nie próbując ich aresztować, a innym pozwolono uciec? Dlaczego szef Wydziału do Walki z przestępczością Zorganizowaną osetyjskiego MSW Roman Sochijew nie zareagował ani na otrzymaną z początkiem sierpnia informację o tym, że jacyś Czeczeni przygotowują zamach, ani na otrzymaną o godzinie 4 rano 1 września wiadomość o zbliżaniu się terrorystów do Biesłanu? I dlaczego większość ustaleń Prokuratury Generalnej w ogóle te zagadnienia pomija, a w innych - mija się z prawdą?

Terroryści chcieli pertraktacji

Z tych ustaleń można było się na przykład dowiedzieć, że terroryści odmawiali pertraktacji. A przecież już w pierwszych godzinach po napadzie przekazali swoje żądania oraz numer telefonu. Żądali rozmowy z prezydentami sąsiadujących z Czeczenią republik: Inguszetii – Muratem Ziazikowem, Osetii Północnej – Aleksandrem Dzasochowem, a także z doradcą prezydenta Putina do spraw Czeczenii Asłambiekiem Asłachanowem oraz z lekarzem pediatrą Leonidem Roszalem (prowadził już pertraktacje na Dubrowce). Obiecywali, że za kontakt z każdym z prezydentów wypuszczą po 150 zakładników.

Dzasochow zjawił się natychmiast, ale – jak zeznał prokuratorom swojej republiki – Putin osobiście zabronił mu wejść do szkoły, grożąc nawet aresztowaniem. Z tego samego powodu nie przyjechał i Ziazikow, generał FSB skądinąd. Asłachanowi zezwolono na wyjazd do Biesłanu trzeciego dnia po zakończeniu dramatu. Zaś z osamotnionym Roszalem terroryści rozmawiać nie chcieli.

Północnoosetyjski prezydent robi, co może. Przyzywa na pomoc Rusłana Auszewa, niedawno usuniętego przez Putina prezydenta Inguszetii. 2 września Auszew wkracza na teren szkoły i wyprowadza z niej 26 matek z maleńkimi dziećmi. Przynosi też kartkę z żądaniami terrorystów: niezależność Czeczenii, wyprowadzenie z niej wojsk i zakończenie wojny (to samo, co dwa lata wcześniej, na Dubrowce). Odbiera też wiadomość, że ukrywający się w górach legalny prezydent Czeczenii – Asłan Maschadow zamierza przyjechać do Biesłanu, by ratować zakładników.

Maschadow ma przyjechać 3 września w południe. Jemu Czeczeni sprzeciwić się nie mogą. Nie mogą go też zabić bez ryzyka wojny domowej w republice. Ma większe poparcie niż Basajew.

Żadna z „umawiających" się stron nie mogła jednak dopuścić do tego, by Maschadow przegnał terrorystów i został bohaterem. Zanim dotarł do Biesłanu rozpoczęto szturm. A Maschadowa wszem i wobec ogłoszono organizatorem napadu.

W stronę szkoły pełnej dzieci i ich rodziców (1334 osoby) leciały pociski z miotaczy ognia, czołgów, automatów. Wybuchł pożar. Straż pożarna przyjechała po dwóch godzinach. Do tego czasu wstrzymywał ją rozkaz ze sztabu, którym dowodzili generałowie FSB: Nikołaj Patruszew, Władimir Proniczew i Władimir Tichonow – ci sami, którzy dowodzili akcją na Dubrowce. Na pomoc dzieciom – oprócz otaczających szkołę cywilów – rzucili się i funkcjonariusze OMON-u. W bezładnej strzelaninie i w pożarze zginęło ich 11. Wcześniej z rąk terrorystów straciło życie 18 osób: 13 to ofiary wybuchu przypadkiem spowodowanego przez szachidkę, pięciu mężczyzn zastrzelono. Śmierć reszty zakładników to skutek szturmu. Jak na Dubrowce.

4 września rano pod szkołę podjechały buldożery, zgarnęły spaloną ziemię z całą, nieuprzątniętą jeszcze zawartością (ciała zabrano wcześniej) i wywiozły za miasto. Po wiosennych roztopach z tej zwałki sterczały ludzkie kości, zabawki, ubrania. Żadni śledczy tym się nie zajęli.

Z terrorystami nic się nie zgadza: oficjalna wersja mówi o grupie 32 osób. Wymaga tego prosty rachunek: 31 zabito, jednego zatrzymano. Świadkowie jednak twierdzą, że było ich co najmniej 70, a może więcej, i że przyjechali nie jedną ciężarówką, jak chce Prokuratura Generalna, lecz dwoma. Ku Biesłanowi przepuszczono więc dwie nabite uzbrojonymi ludźmi maszyny. Grupa nie była zwarta, niewielu jej członków znało się nawzajem, część mówiła tylko po ingusku i czeczeńsku, część tylko po rosyjsku. Wszystkimi dowodził Rosjanin zwany Pułkownikiem. Jego ugrupowanie „o wyglądzie słowiańskim" zniknęło w nocy przed szturmem. Ich ciał wśród zwłok nie znaleziono. Kim była reszta? Wszystkich zaprezentowanych mediom terrorystów zabito strzałami w głowę (jak na Dubrowce), ale tu strzelano kilkakrotnie: twarze denatów były zniekształcone. Świadkowie nie mogli ich rozpoznać. Daremnie domagali się fotografii robionych im za życia.

Na prawdę za późno

1 września największa specjalistka od Czeczenii, dziennikarka Anna Politkowska miota się po lotnisku Wnukowo usiłując wylecieć do Biesłanu. Pertraktowała już z terrorystami na Dubrowce. Chciała przydać się i teraz. Łączy się z przedstawicielem Maschadowa sugerując, by czeczeński przywódca pojawił się w Biesłanie. Trzykrotnie już ma ona lecieć i trzykrotnie otrzymuje odmowę. Wreszcie funkcjonariusz FSB prowadzi ją do samolotu. Anna, która cały dzień niczego nie jadła, wyciąga własną owsiankę. Stewardessę prosi tylko o herbatę. Dziesięć minut później popada w komę. Na lotnisku w Rostowie lekarze niemal cudem wracają ją do życia. Wyniki analiz giną.

Inny ekspert od wojny w Czeczenii, dziennikarz Andrzej Babicki, na tymże lotnisku Wnukowo zostaje cofnięty z samolotu lecącego w kierunku Osetii i zatrzymany pod zarzutem przewozu materiałów wybuchowych.

Kto i co chciał ukryć przed tymi właśnie dziennikarzami 1 września 2004 roku – to pytanie raczej retoryczne. Jak przy wcześniejszych aktach terrorystycznych, tak i przy tym w Biesłanie celem głównego śledztwa było ukrycie prawdy, a nie jej wyjawienie. Kolejną warstwą tego dramatu jest zgoda niemal całego „cywilizowanego świata" na takie postępowanie. Bo jak mawiają mędrcy: „Królestwo kłamstwa nie jest tam, gdzie się kłamie, lecz tam, gdzie się kłamstwo akceptuje". Na prawdę jest już za późno.

Autorka jest dziennikarką i reportażystką, wieloletnią korespondentką polskich mediów w Rosji

Już i tak jest za późno. Jeśli ktoś 1 września wspomni tragedię Biesłanu, to zapewne mechanicznie powtórzy obiegową wersję wydarzeń: 1 września 2004 roku szkołę w Biesłanie, w Północnej Osetii, w Rosji, opanowało 32 uzbrojonych terrorystów należących do sił czeczeńskiego dowódcy polowego Szamila Basajewa. Teren szkoły został otoczony przez policję i jednostki specjalne. Prowadzono negocjacje z napastnikami. Po dwóch dniach, aby uniemożliwić ucieczkę terrorystom, nastąpił szturm wojsk rosyjskich.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?