Odwrót kontrolowany

W styczniu 1990 r. towarzysze ze łzami w oczach odśpiewali „Międzynarodówkę" i rozpoczęli – rebranding. Nagle okazało się, że wszyscy byli demokratami ?– przypomina historyk.

Publikacja: 07.01.2014 20:00

Andrzej Zawistowski

Andrzej Zawistowski

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

Red

Poranek 2 stycznia 2014 r. ?W jednej ze stacji radiowych rozmowa z działaczem parlamentarnej partii politycznej. Polityk ze swadą przypomina, że dla jego środowiska dwie rocznice będą ważne: 10. rocznica wstąpienia Polski do Unii Europejskiej oraz 25 rocznica... nie, nie 4 czerwca 1989 r. i symbolicznego upadku komunizmu, lecz Okrągłego Stołu. – To za czasów naszej władzy Polska weszła do UE, a i bez nas nie byłoby Okrągłego Stołu – można streścić jego wypowiedź. Frazy znajomo brzmiące – według podobnego schematu zbudowano wszak wydany kilka miesięcy temu przez powiązane z tą partią Centrum im. Ignacego Daszyńskiego „Pomocnik Historyczny Lewicy".

Nie chcę zatrzymywać się nad zasługami wzmiankowanego środowiska dla integracji Polski z Unią Europejską. Moim zdaniem wiele jest racji w tym, że dzięki politykom tego środowiska (wywodzącym się z PZPR) i ich politycznym nauczycielom Polska znalazła się we wspólnej Europie „już" w 2004 r. Przecież gdyby nie PPR i PZPR, w tej Europie może bylibyśmy w 1958, 1973, 1981 lub 1986.

Dużo ważniejsze jest jednak, aby szczególną uwagę zwrócić na właściwe zrozumienie tego, co się stało w 1989 r. Symptomatyczne, że wywodząca się wprost z partii komunistycznej siła polityczna, nie będzie przypominała o klęsce 4 i 18 czerwca 1989 r. Będzie za to wskazywała na wydarzenia, które doprowadziły do częściowo wolnych wyborów.

Siła polityczna wywodząca się wprost z partii komunistycznej nie przypomina dziś o klęsce 4 czerwca

Szopki wyborcze

Tymczasem nie jest tak, jak chce to widzieć wspomniany prominentny polityk lewicy, że Okrągły Stół był projektem, do którego z dobrej woli doprowadziła monopolistycznie rządząca PZPR. Usiedli oni do stołu, bo – mówiąc językiem wojny – sytuacja na froncie ich do tego zmusiła. Polska Rzeczpospolita Ludowa co najmniej od 1980 r. była w permanentnym kryzysie politycznym i ekonomicznym. Przełamanie tego drugiego i odczuwalna poprawa warunków życia Polaków miały komunistom umożliwić uporanie się także z kryzysem politycznym. Oczywiście kryzys polityczny nie zagrażał natychmiastową utratą władzy. Gdyby PZPR podlegała normalnej, demokratycznej procedurze wyborczej, nie miałaby żadnych szans w jakiejkolwiek elekcji. W PRL jednak władzy PZPR strzegła sama PZPR, przeprowadzając szopki wyborcze, w których można było wybrać jedynie tych, których władza sama sobie wybrała. Kolejne pokolenie aparatczyków uznawało taką sytuację za normę. Ten nadęty balon pychy pękł w listopadzie 1987 r., gdy tak nieporadnie skonstruowano przepisy referendalne, że władza po raz pierwszy oficjalnie przegrała akt głosowania. Nie pociągnęło to za sobą żadnych większych skutków, ale wielu uświadomiło powagę sytuacji.

Wszelkie próby zreformowania peerelowskiej gospodarki kończyły się porażkami. Nie była to tylko nieudolność reformatorów. Gospodarka PRL była bowiem tworem, który nie przypominał żadnego znanego ekonomistom modelu.

Taktyczny wybieg Kiszczaka

Na szczytach komunistycznej władzy przygotowania do kontrolowanego odwrotu z pola bitwy pojawiły się już w połowie lat 80. Komuniści zdali sobie sprawę, że muszą szukać dróg ucieczki przed generalnym starciem. Stąd różne pomysły, by do odpowiedzialności za kraj nakłonić także opozycję – najchętniej nie dając jej realnych możliwości działania.

Kompletnym niewypałem okazała się stworzona u boku Wojciecha Jaruzelskiego Rada Konsultacyjna przy Przewodniczącym Rady Państwa. Ruch „Solidarności" natomiast rósł w siłę. Widać ją było podczas pielgrzymki Jana Pawła II w czerwcu 1987 r., strajków i manifestacji wiosny i lata 1988 r. Okazało się, że wojna pozycyjna dobiega końca.

Idea Okrągłego Stołu została zgłoszona przez Czesława Kiszczaka w sierpniu 1988 r., w czasie fali strajków, których głównym hasłem było „Nie ma wolności bez »Solidarności«". Ze strony szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (a więc, o czym warto pamiętać, zwierzchnika także Służby Bezpieczeństwa) był to wybieg taktyczny – w inny sposób nie był już w stanie opanować rozlewających się po kraju protestów. Protestów, które obnażały słabość władzy.

Gdy Lech Wałęsa uznał możliwość rozpoczęcia rozmów i ugasił strajki – zaczęły się negocjacje, które miały doprowadzić do rozmów Okrągłego Stołu. Władze, nad którymi przestała wisieć groźba paraliżu strajkowego, poczuły się pewnie i zaczęły stawiać warunki – wskazywać granice kompromisu, wybierać, z kim będą, a z kim nie będą rozmawiać ze strony „Solidarności".

W listopadzie ich harcownik – przywódca Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych i jednocześnie członek Biura Politycznego KC PZPR Alfred Miodowicz wyzwał na pojedynek dowódcę przeciwnej armii – Lecha Wałęsę. I na oczach kilkunastu milionów telewidzów został pokonany przez nokaut. Komuniści zrozumieli, że czas, który działał na ich niekorzyść, znacząco przyśpieszył...

6 lutego 1989 r. w Pałacu Prezydenckim w Warszawie przy okrągłym stole zasiedli przedstawiciele komunistycznej władzy, Kościoła i skupionej wokół Lecha Wałęsy solidarnościowej opozycji. Warunki, które ekipa Jaruzelskiego stawiała pół roku wcześniej – zniknęły. Przez dwa miesiące uzgadniano kształt porozumienia – choć najważniejsze ustalenia zapadły w dużo mniejszym gronie w podwarszawskiej Magdalence.

Władze zgodziły się na ponowną rejestrację NSZZ „Solidarność", powrót drugiej izby parlamentu, przywrócenie funkcji prezydenta. Komuniści dopuszczali możliwość częściowego podzielenia się władzą z opozycją, a monopolistyczna PZPR faktycznie kapitulowała, choć niebezwarunkowo. Ciągle ich w ich rękach były „bagnety", wciąż zajmowali stanowiska (i wcale nie mieli zamiaru ich tracić). Faktycznie przyznawali jednak, że cała polityka Polski Ludowej, ze stanem wojennym na czele, była pomyłką. Opozycja solidarnościowa płaciła wysoką cenę za porozumienie, w perspektywie miała jednak jeszcze jedną wyborczą bitwę. To ona dobiła system, w rezultacie również unieważniała część okrągłostołowych ustaleń.

Oczywiście wszyscy woleliby dzisiaj, by ta kapitulacja wyglądała inaczej. Z jakim wzruszeniem i dumą oglądalibyśmy zdjęcia z opóźnionej o niemal pół wieku defilady zwycięzców: wiekowych, ale wciąż krzepkich żołnierzy Armii Krajowej i powojennego podziemia niepodległościowego, uczestników zrywów 1956, 1970, 1976 i lat „Solidarności". Zdjęć z rzucania pod mury Stoczni Gdańskiej sztandarów poszczególnych ogniw PZPR. Zamiast tego sztandar został wyprowadzony w styczniu 1990 r., a towarzysze ze łzami w oczach odśpiewali „Międzynarodówkę" i rozpoczęli – zgodnie z rynkowymi zasadami – rebranding środowiska. Nagle okazało się, że wszyscy byli demokratami i tylko sytuacja zmuszała ich do pozorowania pewnych niedemokratycznych działań.

Słuszna droga „Solidarności"

Warto pamiętać, że polityka oporu „Solidarności" w założeniu oparta była na  doświadczeniach walki o niepodległość żołnierzy AK i powojennego podziemia zbrojnego, a także filozofii polityki kard. Stefana Wyszyńskiego. Ochrona Polaków przed niepotrzebnymi ofiarami, przed śmiercią w nierównej walce – była jednym z jej fundamentów. Rok 1989 pokazał jej znaczenie. Choć wielu poczuło się oszukanych – nie tak ta ich wyśniona Polska miała wyglądać. Warto się jednak zastanowić, czy to, że w Polsce nie mamy pomników ofiar „wydarzeń 1989 r.", nie jest jednym z najlepszych dowodów na słuszność obranej drogi? I zawdzięczamy to ludziom „Solidarności", a nie kapitulującej w swoim interesie partii komunistycznej. Warto pamiętać o tym w rocznicowym roku.

Autor jest historykiem. Zajmuje się najnowszą historią Polski, ze szczególnym uwzględnieniem dziejów gospodarczych ?i społecznych. Od 2012 r. jest przewodniczącym Rady Programowej popularnonaukowego czasopisma historycznego „Biuletyn IPN »pamięć.pl«"

Poranek 2 stycznia 2014 r. ?W jednej ze stacji radiowych rozmowa z działaczem parlamentarnej partii politycznej. Polityk ze swadą przypomina, że dla jego środowiska dwie rocznice będą ważne: 10. rocznica wstąpienia Polski do Unii Europejskiej oraz 25 rocznica... nie, nie 4 czerwca 1989 r. i symbolicznego upadku komunizmu, lecz Okrągłego Stołu. – To za czasów naszej władzy Polska weszła do UE, a i bez nas nie byłoby Okrągłego Stołu – można streścić jego wypowiedź. Frazy znajomo brzmiące – według podobnego schematu zbudowano wszak wydany kilka miesięcy temu przez powiązane z tą partią Centrum im. Ignacego Daszyńskiego „Pomocnik Historyczny Lewicy".

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?