Na temat psychologicznych cech osób posiadających konkretne grupy krwi wydaje się w Japonii setki książek. Rozchodzą się w milionach egzemplarzy, bo nie dość, że w tym kraju się dużo czyta, to jeszcze informacje na temat krwi są w cenie. Należenie do tych, którzy mają A Rh+ czy 0 to mniej więcej to samo, co u nas uważanie się za zodiakalnego Skorpiona albo Wagę. Niedawne badania mogą jednak zakończyć tę popularną modę.

Koniec z przesądami

Z artykułu opublikowanego niedawno na łamach magazynu „Japanese Journal of Psychology" można dowiedzieć się, że grupa krwi nie wpływa na charakter i posiadane poglądy. Kengo Nawata, naukowiec z uniwersytetu Bunkyo z miasta Kioto, przebadał ponad 10 tys. osób, by to udowodnić. Przygotował 68 pytań, z których przeważająca większość, bo aż 65 okazała się w żaden sposób niezależna od grupy krwi. Nawata pytał o plany na przyszłość, podejście do religii, hazardu i relacji z innymi ludźmi. Badania przeprowadził nie tylko na Japończykach, ale także i w Stanach Zjednoczonych. Wyniki pokazały, że nie ma praktycznie żadnej zależności między temperamentem, charakterem  i rodzajem czerwonych krwinek.

To ogromny cios dla Japończyków, ponieważ od lat uważano, że ci z A są drobiazgowi, z B optymistyczni, a posiadacze grupy 0 są nad wyraz towarzyscy. AB z kolei byli indywidualistami. Ministerstwo Zdrowia, Pracy i Spraw Społecznych stworzyło specjalną ekipę maskotek, które miały upowszechniać informacje na temat krwi i konieczności jej oddawania. Twarzą kampanią było coś na kształt kotka Hello Kitty, ale ze szpiczastymi uszkami – pan Kenketsu czyli dosłownie dawca krwi. Inna nazwa tej postaci to także Chitchi, ponieważ drugie z czytań japońskiego znaku oznaczającego krew poza ketsu to właśnie chi. Każda grupa krwi miała także swoją maskotkę: Eitchi od grupy A, Otan od 0, Bibi od B i Ebirin od AB. Ta dzielna piątka superbohaterów świata strzykawek, igieł i pielęgniarek niezmordowanie szukających odpowiedniej żyły do pobrania krwi ma jeszcze kilkoro dodatkowych przyjaciół. Na stronie ministerstwa można znaleźć czteroosobową rodzinę dawców krwi wraz z rysunkowymi leukocytami, trombocytami, erytrocytami, a nawet wróżką-czarodziejskim plasterkiem. Wszystko utrzymane w stylistyce japońskiej mangi.

Co dalej?

Co ma jednak zrobić naród, który pokładał w grupach krwi tak wielkie znaczenie, a teraz okazuje się, że te przekonania są nic nie warte? Sympatyczne maskotki są w Japonii dopiero od niespełna 10 lat, wcześniej, na przestrzeni dekad można było znaleźć koncepcje krwi czysto japońskiej, magicznej, lepszej od innych. Na podstawie częstotliwości pojawiania się odpowiednich grup krwi potrafiono określać mieszkańców dużych miast jako tych bardziej aktywnych – Tokio, Osaka, Nagoya z przewagą grup 0 i B, czy bardziej biernych – Kioto z przewagą grup A i AB. Takie koncepcje pojawiały się już na początku lat 30. XX wieku. Na podstawie posiadanej krwi można było decydować się na rozpoczynanie interesów z osobami nam podobnymi, podejmowano także decyzje o zakładaniu rodzin dzięki temu, że dobierano się pod kątem odpowiednich grup.

Zdarzało się także, że politycy tłumaczyli popełniane przez siebie gafy właśnie poprzez temperament wynikający z krwi. W 2011 roku, niedługo po tragedii z 11 marca 2011 roku, swoje stanowisko stracił minister Ryu Matsumoto. W rządzie premiera Naoto Kana odpowiadał za katastrofy naturalne i środowisko. W czerwcu 2011 roku został dodatkowo mianowany ministrem odpowiedzialnym za odbudowę terenów zniszczonych podczas trzęsienia ziemi. Na początku pełnienia trudnych obowiązków związanych z tym zadaniem zdarzyło mu się w bardzo niejapoński sposób przywołać do porządku gubernatora prefektury Miyagi, Yoshihiro Muraia, który spóźnił się na spotkanie z ministrem. Matsumoto miał pecha, ponieważ zdarzenie zostało nagrane i upublicznione w internecie. W ogniu krytyki podał się do dymisji, ale wcześniej tłumaczył się, że z natury jest prawdomówny. Bo ma grupę krwi B.