W maju pojawiła się platforma wiertnicza, której nikt w Wietnamie nie chciał. Przemieszczała się po nie swoich wodach terytorialnych, a Pekin nie zamierzał reagować na głosy sprzeciwu płynące z Hanoi. Taka przepychanka trwała ponad 2 miesiące. Obecnie Wietnam zastanawia się nad dwoma kwestiami.
Dwa kluczowe pytania
Po pierwsze, czy platforma o numerze 981 i jej następcy wrócą na Morze Południowochińskie. Tego jeszcze nie wie nikt, ale w planach jest stworzenie tzw. JDA, czyli połączonych porozumień o współpracy (Joint Development Agreement). Takich umów do tej pory jest dość sporo i każde z państw regionu Azji Południowo-Wschodniej podpisało do tej pory przynajmniej jedną z nich. Wody terytorialne często nakładają się na siebie na terenach złóż, z których można wspólnie korzystać. Bez nerwów, napięć i niepotrzebnej eskalacji sporów, która zawsze może skończyć się tragicznie.
Bazą dla umów JDA jest oparcie wspólnych działań w zakresie eksploracji, produkcji i księgowości zysków płynących z tego, co na morzu się znajduje. W atmosferze pokoju i zrozumienia, by każda ze stron mogła skupiać się na osiąganiu korzyści. Podstawą dla porozumień jest ONZ-owska Konwencja Prawa na Morzu (UNCLOS z 1982 roku), która daje krajom możliwości porozumiewania się między sobą w duchu zrozumienia, pokoju i bez wzajemnych uprzedzeń (dokładnie artykuły 74 i 83). Wszystkie państwa regionu ją podpisały. JDA podpisywano pomiędzy Malezją i Tajlandią (1979), Kambodżą i Wietnamem (1982), Australią i Indonezją (1989), Malezją i Wietnamem (1992), Kambodżą i Tajlandią (2001), Australią i Timorem Wschodnim (2002), Japonią i Chinami (2008), Malezją i Brunei (2009), a także między Chinami i Wietnamem (2000). Jak widać czasami nawet podpisane porozumienie, które ma sprawy ułatwiać, nie gwarantuje spokoju w regionie.
Okazuje się jednak, że napięcia na linii Pekin-Hanoi nie spowodują strat dla bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Wietnamie. Tak przynajmniej twierdzi przedstawiciel wietnamskiego rządu. To ważna wiadomość, ponieważ BIZ stanowią obecnie ¼ wszystkich inwestycji w państwie, a także zapewniają 60 proc. przychodów z eksportu. Wietnam rozwija się w szybkim tempie, a stały napływ inwestycji zagranicznych stanął pod znakiem zapytania po fali antychińskich protestów, do jakich dochodziło w maju po pierwszym pokazaniu się platformy 981 na wietnamskich wodach.
Gospodarka i potencjalne szkody
Cierpiały nie tylko przedsiębiorstwa chińskie, ale także te, które na szyldach i w nazwach zawierały chińskie ideogramy. To właśnie druga strona napięć chińsko-wietnamskich, która stawia pytanie o przyszłość wietnamskiej gospodarki. Główna część zamieszek miała miejsce między 13 i 14 maja, ale obawiano się, że skutki całego zamieszania będą o wiele gorsze dla krajowej gospodarki. Wietnamski rząd musiał zadbać o to, by zagraniczni inwestorzy nie przestraszyli się tego, że może ich spotkać podobny los. Szybko podjęto działania zapobiegawcze, zaproponowano poszkodowanym firmom zwolnienia podatkowe i w krótkim czasie zakłady, które odniosły straty, wróciły do pełnej funkcjonalności. Spadła natomiast liczba chińskich turystów, którzy odwiedzali Wietnam – w sierpniu br. do poziomu 135 tys., czyli o 29 proc. mniej niż rok wcześniej.