Wojna domowa na Ukrainie przyniosła zjawiska społeczne i polityczne nieznane nawet pokoleniu, którego dorosłe życie przypadło na czas zimnej wojny. Tamten długi, przeto nużący, konflikt między dwoma atomowymi mocarstwami miał swoje przypływy i odpływy, ale wierzono, że gwarancją pokoju jest równowaga strachu przed nuklearną zagładą. Świat był w miarę przewidywalny, tym bardziej że pole walki było niezwykle czytelne, a i racje były po naszej stronie. Dziś jest inaczej.
Wszyscy kłamią – i to głupio
Już od roku w publicznej przestrzeni coraz częściej pojawia się słowo „wojna". Europejska lub nawet trzecia światowa. I nikt nie bije na alarm. Rozmaici jednodniowi eksperci masowo zapraszani do telewizyjnych studiów opisują i oceniają ukraiński konflikt w czarno-białych barwach i zupełnie nie liczą się z faktami. Zresztą o fakty trudno, bo wszyscy kłamią, głównie politycy, ich partyjni rzecznicy i afiliowana przy nich prasa oraz portale internetowe. Powszechnie stosowaną techniką jest przemilczanie faktów, które przeczą tezie, a są korzystne dla przeciwnika, insynuacja, operowanie niesprawdzoną informacją, stygmatyzowanie wroga i szantaż moralny ludzi odmiennie oceniających wydarzenia. Nazywa się to wojną informacyjną.
Podobno jest to jeden z trzech elementów nowoczesnej „wojny hybrydowej", ponoć wymyślonej przez Władimira Putina, ale też ochoczo i twórczo rozwijanej przez jego przeciwników. Efektem takich działań w publicznej przestrzeni jest całkowicie zafałszowany lub co najmniej nieczytelny obraz pola konfliktu. Świat nie składa się wyłącznie ze zwolenników i przeciwników czegokolwiek. W przyszłej, nie daj Bóg, wojnie będą ginąć przede wszystkim zwykli ludzie, niezbyt zainteresowani konfliktami. I dobrze by było, gdyby przynajmniej wiedzieli, za co giną, choć słabe to pocieszenie.
Tym ludziom należy się rzetelna, udokumentowana informacja. Na przykład czy rzeczywiście to wyłącznie Putin jest agresorem na Ukrainie, a rosyjskie czołgi, artyleria, ciężki sprzęt i żołnierze permanentnie wjeżdżają do Donbasu, by wspomagać separatystów? Zdrowy rozsądek podpowiada, że to możliwe. Ale czy pewne? Przy dzisiejszej technice zdjęć satelitarnych, przy obecności kilkuset międzynarodowych obserwatorów OBWE w Donbasie nie powinno być kłopotów z ustaleniem prawdy. Ale są.
Fotografie z Gruzji
Kilka tygodni temu przyjechała do Waszyngtonu delegacja ukraińskiego parlamentu z posłem z ramienia partii Samopomoc i dowódcą batalionu „Donbas" Semenem Semenczenką oraz dowódcą innego znanego batalionu „Dnipro-1", posłem Frontu Ludowego Jurijem Berezą. Posłowie przedstawili kilku komisjom senackim zdjęcia kolumn rosyjskich czołgów i ciężkiego sprzętu wkraczających z Rosji do Donbasu.