Obejmą różne obszary naszego życia: smakosze whisky i stiltona uiszczą opłatę celną od towarów importowanych z Wielkiej Brytanii, miłośnicy spożywanych po drodze do pracy wódek i likierów muszą się liczyć z wyższą ceną „małpek", utracjusze używający prądu zostaną obciążeni nową opłatą mocową, zakupoholicy wkalkulowanym w ceny podatkiem handlowym, spółki komandytowe podatkiem CIT, Polacy pracujący za granicą podatkiem PIT, ciułacze środków zgromadzonych w OFE opłatą przekształceniową, amatorzy słodkich napojów podatkiem od cukru. Całkiem sporo tego jak na wielokrotnie powtarzane deklaracje rządu, że żadnych podatków nie podnosi.
W sumie nie powinno nas to dziwić. Państwo jest w potrzebie, wskutek pandemii wydatki gigantycznie wzrosły, a wpływy spadły. Jak na taką sytuację reagują zazwyczaj rządy? Oczywiście nowymi podatkami. W czasie toczonych przez długie lata kosztownych wojen król Francji Ludwik XIV nie dość, że wprowadził nowy podatek dochodowy oraz twardo egzekwował podatek na cele wojenne, podatek kościelny, podatki od małżeństwa, dziedziczenia majątku, używania młynów, dróg, zakupu soli, wina, tytoniu, wwożenia towarów do miast, przewozu towarów z prowincji do prowincji i wielu innych luksusów, z których korzystali jego poddani, to jeszcze, zgodnie z krążącymi plotkami, przymierzał się do wprowadzenia podatku od oddychania (bo przecież powietrze było własnością monarchy).
U nas też wiadomo, że państwo jest w potrzebie, deficyt jest ogromny, a dług rośnie. Ale wszyscy przeciwnicy podnoszenia podatków zgodnie twierdzą, że rok 2021 to najgorszy możliwy moment na taki manewr. Gospodarka wciąż trwa w recesji,
a mimo tryskających optymizmem ocen rządu wcale nie jest pewne, czy się z niej szybko wydobędzie. W takiej sytuacji podatki należałoby raczej obniżać, a nie podwyższać.
Rząd ma jednak na to gotową odpowiedź. To nie są żadne podwyżki podatków, podwyżek rząd w żadnym razie nie chce. To po prostu albo uszczelnianie i porządkowanie systemu podatkowego, albo opłaty wprowadzane z ważnych powodów społecznych – walki o czystsze powietrze, troski o kondycję drobnego handlu, dbałości o zdrowie obywateli. A to, że przynoszą jakieś dodatkowe dochody, jest tylko smutną techniczną konsekwencją ich wprowadzenia. Bo trudno wprowadzić nowy podatek i nie zebrać z tego powodu pieniędzy.