W artykule „Spór o podstawy polityki gospodarczej” („Rz”, z 15.02.2008) wskazano w jaki sposób podstawowe hipotezy wyjściowe ekonomii głównego nurtu doprowadziły do zmarginalizowania teorii efektywnego popytu i jej zaleceń dla bieżącej polityki gospodarczej. Powstaje jednak pytanie, czy zalecenia teorii efektywnego popytu nie są nic warte w świetle tego, jak każda z tych teorii radzi sobie z probierzem przystawania do rzeczywistości.
U źródeł historii makroekonomii leży Wielki Kryzys 1933 r. Makroekonomię postrzegano wówczas nie jako naukę ścisłą lecz swego rodzaju inżynierię społeczną. Zadaniem jej miało być rozwiązywanie praktycznych problemów gospodarczych związanych z wyjściem z najgłębszego w historii kryzysu, z redukcją bezrobocia i powszechnego zubożenia, których skala i trwałość stawiały pod znakiem zapytania samą możliwość przetrwania gospodarki rynkowej jako ustroju społeczno-gospodarczego, nie zaś tworzenie eleganckich i wewnętrznie spójnych modeli ekonomicznych (Mankiw, 2006).
Teoria efektywnego popytu w ujęciu Kaleckiego i Keynesa wychodziła naprzeciw tym postulatom. Kalecki, ze swoim inżynierskim wykształceniem i podejściem, za dobrą teorię uważał taką, która wnosiła coś nowego do naszej wiedzy i umożliwiała rozwiązanie problemów gospodarczych. Jeżeli jej wyjściowe założenia rozmijały się z rzeczywistością, niewiele zważał na jej wewnętrzną spójność. Jego podejście było na wskroś przeniknięte potrzebą rozwiązywania praktycznych problemów polityki gospodarczej, a nie abstrakcyjnych teorii ekonomii.
Jak zatem radzi sobie z probierzem przystawania do rzeczywistości każdy z dwóch szeroko rozumianych paradygmatów teorii ekonomii: „głównego nurtu” z jednej strony i teorii efektywnego popytu z drugiej?
Aktywna polityka pieniężna i fiskalna może prowadzić do stabilizowania produkcji i zatrudnienia, a nawet do długofalowego przyspieszenia ich wzrostu gospodarczego