Spór o podstawy polityki gospodarczej

Czy Polskę stać na tak surową politykę pieniężną i fiskalną, aby lokować się w grupie trzech krajów o najniższej stopie inflacji w UE, jak to miało miejsce od marca 2006 roku do kwietnia 2007 roku? – pyta były minister finansów, pracownik INE PAN

Publikacja: 22.02.2008 05:38

Red

W artykule „Spór o podstawy polityki gospodarczej” („Rz”, z 15.02.2008) wskazano w jaki sposób podstawowe hipotezy wyjściowe ekonomii głównego nurtu doprowadziły do zmarginalizowania teorii efektywnego popytu i jej zaleceń dla bieżącej polityki gospodarczej. Powstaje jednak pytanie, czy zalecenia teorii efektywnego popytu nie są nic warte w świetle tego, jak każda z tych teorii radzi sobie z probierzem przystawania do rzeczywistości.

U źródeł historii makroekonomii leży Wielki Kryzys 1933 r. Makroekonomię postrzegano wówczas nie jako naukę ścisłą lecz swego rodzaju inżynierię społeczną. Zadaniem jej miało być rozwiązywanie praktycznych problemów gospodarczych związanych z wyjściem z najgłębszego w historii kryzysu, z redukcją bezrobocia i powszechnego zubożenia, których skala i trwałość stawiały pod znakiem zapytania samą możliwość przetrwania gospodarki rynkowej jako ustroju społeczno-gospodarczego, nie zaś tworzenie eleganckich i wewnętrznie spójnych modeli ekonomicznych (Mankiw, 2006).

Teoria efektywnego popytu w ujęciu Kaleckiego i Keynesa wychodziła naprzeciw tym postulatom. Kalecki, ze swoim inżynierskim wykształceniem i podejściem, za dobrą teorię uważał taką, która wnosiła coś nowego do naszej wiedzy i umożliwiała rozwiązanie problemów gospodarczych. Jeżeli jej wyjściowe założenia rozmijały się z rzeczywistością, niewiele zważał na jej wewnętrzną spójność. Jego podejście było na wskroś przeniknięte potrzebą rozwiązywania praktycznych problemów polityki gospodarczej, a nie abstrakcyjnych teorii ekonomii.

Jak zatem radzi sobie z probierzem przystawania do rzeczywistości każdy z dwóch szeroko rozumianych paradygmatów teorii ekonomii: „głównego nurtu” z jednej strony i teorii efektywnego popytu z drugiej?

Aktywna polityka pieniężna i fiskalna może prowadzić do stabilizowania produkcji i zatrudnienia, a nawet do długofalowego przyspieszenia ich wzrostu gospodarczego

Wyniki badań wskazują na „nadmierną wrażliwość” konsumpcji na zmiany bieżących dochodów. Zależy też ona m.in. od naszych wyobrażeń, na co powinno nas stać, od zwyczajów i norm naszego środowiska, od etyki i wyznawanych poglądów religijnych itd. Te motywacje i zachowania konsumentów są o wiele bliższe założeniom teorii efektywnego popytu i w żaden sposób nie wiążą się z hipotezą „stałego” dochodu wyliczanego jako część naszego majątku, leżącą u podstaw ekonomii „głównego nurtu”.

Podobnie liczne badania empiryczne na temat funkcji decyzji inwestycyjnych przedsiębiorców świadczą o kluczowym znaczeniu bieżących zysków i płynności. Nawet kiedy uwzględnić różnice między dążeniem właścicieli do zwiększania wartości firmy i menedżerów do „budowy imperium”, to podstawowymi argumentami funkcji decyzji inwestycyjnych pozostają przewidywane i aktualne zyski, bieżąca płynność firmy oraz zasób kapitału wyznaczający dostęp do zewnętrznych źródeł finansowania.

Krzywa Philipsa, która ukazuje zależność między stopą inflacji a stopą bezrobocia, która jest teoretyczną i empiryczną podstawą trzeciej neutralności, wymaga, by oczekiwania inflacyjne były w pełni uwzględniane w procesie ustalania cen i płac. Wtedy pobudzanie popytu przez politykę pieniężną lub fiskalną prowadziłoby tylko do wzrostu cen i płac. Takie spirale zwyżki wskutek zwiększonej podaży pieniądza mogą się zdarzyć, ale tylko kiedy czynniki produkcji są w pełni wykorzystane lub w rzadkich warunkach hiperinflacji. Jeżeli jednak czynniki produkcji nie są w pełni wykorzystane, badania empiryczne nie potwierdzają występowania takiego związku i to nie tylko z powodu sztywności płac nominalnych w dół, kiedy dalsze ich obniżki nie uzyskują aprobaty związków zawodowych ani nie są w stanie wchłonąć całego bezrobocia. Ważniejszą przyczyną jest to, że w przetargach o płace istotną rolę pełnią oczekiwania co do minimalnej wielkości płacy nominalnej i podobne normy społeczne. Wtedy zaś przyjęcie płacy niższej oznacza subiektywnie odczucie pogorszenia funkcji użyteczności pracownika. Istnieją też społeczne normy (wyobrażenia) co do oczekiwanego wzrostu płac. One także mają wyraz nominalny i nawet, jeżeli wiadomo, że w części zostaną anulowane przez wzrost cen, spełnienie nominalnych oczekiwań i tak poprawia subiektywnie odczuwaną użyteczność pracowników.

Co więcej, współczesne badania przeczą empirycznym podstawom hipotezy „naturalnej” stopy bezrobocia. Płace i ceny odznaczają się nominalną sztywnością, a badania socjologiczne postaw pracowników świadczą o ich przywiązaniu do nominalnych zwyżek płac oraz, że pracownicy i konsumenci kierują się wyrobionymi poglądami na temat pożądanych, wyrażonych w pieniądzu, cen i płac. Te poglądy z kolei wyznaczają przestrzeń wyboru między dynamiką inflacji a stopą bezrobocia. Istnienie takiej przestrzeni – nie zaś jednego tylko punktu równowagi – ma konsekwencje dla polityki gospodarczej. „Z jednej strony banki centralne powinny unikać przyjmowania bardzo niskich celów dopuszczalnej inflacji. Z drugiej strony muszą one unikać wysokiej inflacji, kiedy wybór między inflacją i bezrobociem może się odwrócić” (tj. będzie się zwiększać i inflacja, i bezrobocie; Ackerlof, 2007, 52).

Hipoteza czwarta, dotycząca racjonalnych przewidywań wymaga, by w przypadku, kiedy bank centralny pod wpływem – powiedzmy – wysokiego bezrobocia dokonuje trwałej zmiany polityki pieniężnej, dotknięte tym podmioty gospodarcze w odpowiedzi tak zmieniły ceny i płace, by zniwelować pierwotne efekty zmiany polityki banku. Racjonalne przewidywania sprawiają, że ekspansja monetarna banku centralnego nie mogą pobudzić ożywienia gospodarczego i z tego punktu widzenia są neutralne dla poziomu produkcji i zatrudnienia.

Niezależnie od tego, że znakomita większość pracowników, konsumentów i innych aktorów życia gospodarczego ma dość słabe podstawy i przygotowanie do tego, by mieć jakiekolwiek przewidywania (racjonalne lub nie) co do efektów ekspansji monetarnej lub fiskalnej, to właśnie dlatego, że w przetargach o wysokość płac i cen tak znaczną rolę odgrywają postawy i normy zakotwiczone w kategoriach nominalnych, ekspansja monetarna może przyczyniać się do stabilizacji rozmiarów produkcji i zatrudnienia, a nawet do jego wyższego wzrostu na długą metę, także przy kierowaniu się przez nas racjonalnymi przewidywaniami. Tak więc racjonalne przewidywania pozostawiają sporo miejsca dla rachunków prowadzonych w kategoriach nominalnych.

Jak widzimy, aktorzy działań gospodarczych nie zachowują się tak, jak tego wymaga teoria „głównego nurtu”, nie tylko dlatego, że nie mają pełnej informacji lub ze względu na niedoskonałości czy „sztywności” rynków (zwłaszcza rynku pracy), które w praktyce nie mogą działać doskonale. Od czasu pamiętnego dialogu Lisa z Małym Księciem stwierdzenie, że „nie ma rzeczy doskonałych” należy wszak do naszego kanonu edukacyjnego (Saint-Exupéry, 1961) . W swoich działaniach podmioty gospodarcze kierują się innymi przesłankami i pobudkami niż przypisuje to im współczesna ekonomia. Filary, na których się ona opiera, opisują raczej wyimaginowany świat zachowań aktorów gospodarczych, które co prawda są niezbędne dla utrzymania podstaw makroekonomicznych „głównego nurtu” ekonomii, ale których praktyczne znaczenie dla polityki gospodarczej jest wątpliwe (na co zwraca uwagę m. in. szef doradców ekonomicznych prezydenta Busha w latach 2003 – 2005, Mankiw 2006).

Ale też niewątpliwie „ojcowie założyciele” teorii efektywnego popytu mieli zbyt uproszczone wyobrażenie co do funkcji konsumpcji i inwestycji, choć z wielu uproszczeń zdawali sobie sprawę. Kalecki np. funkcję decyzji inwestycyjnych uważał za najtrudniejszą część teorii ekonomii i nieustannie ją poprawiał i modyfikował. Statystyczne podstawy ich teorii też niekiedy opierały się na tak śmiałych uproszczeniach i korelacjach, że „tchu w piersi brakło”. Mimo to ich intuicja co do norm postępowania konsumentów i inwestorów okazuje się znacznie bliższa rzeczywistości niż założenia leżące u podstaw pięciu „neutralności”. Kiedy za punkt wyjścia obrać wyniki empirycznych badań nad motywacjami i przesłankami naszych działań jako przedsiębiorców, pracowników i konsumentów, to wiele fundamentalnych wniosków teorii efektywnego popytu odzyskuje znaczenie.

Ekonomia jak każda nauka, która ma służyć kształtowaniu rzeczywistości, musi się opierać na przewidywaniach niepewnych zachowań podmiotów gospodarczych

Aktywna polityka pieniężna i fiskalna może prowadzić do stabilizowania produkcji i zatrudnienia, a nawet do długofalowego przyspieszenia ich wzrostu. Czy musi temu towarzyszyć wzrost cen? Tylko, jeżeli rosną jednostkowe koszty zmienne, czyli kiedy płaca nominalna rośnie szybciej niż wydajność pracy mierzona w cenach stałych. Jednak nawet, kiedy to ma miejsce, np. pod wpływem rosnących cen paliw czy płodów rolnych lub zbyt wysokiego wzrostu płac, bynajmniej nie znaczy to, że ekspansja monetarna (i/lub fiskalna) prowadzi tylko do przyspieszenie inflacji. Wybór, ile więcej stabilizacji (czy ile mniej stopy bezrobocia) – a ile więcej inflacji, staje się wtedy przedmiotem wyboru nie tylko ekonomicznego, ale i politycznego. W każdym jednak razie, pomijając stany hiperinflacji oraz pełnego wykorzystania czynników produkcji, nie jest tak, że ekspansja monetarna (i/lub fiskalna) „z natury rzeczy” nie pozostawia miejsca dla wzrostu rozmiarów produkcji i zatrudnienia, że wszystkie jej skutki wyczerpują się na zmianach cen.

Polityk gospodarczy, podobnie jak architekt czy lekarz, musi opierać się na jakiejś teorii. Ale powinien ostrożnie odnosić się do jej założeń mikroekonomicznych i dbać, by możliwie najlepiej odpowiadały rzeczywistości. Eklektyzm nie musi być zaletą teoretyka ekonomii ani wadą polityka gospodarczego. W pewnych warunkach zalecenia teorii efektywnego popytu są ważne, aktywna polityka monetarna i fiskalna może poprawić dynamikę gospodarczą, nawet jeżeli za cenę niewielkiego przyspieszenia inflacji.

Z ekonomią nie jest tak źle, by nie było wiadomo, czy jest nauką rozumianą jako stan wiedzy opartej na „twardych faktach”, czy opiera się na niesprawdzalnych intuicjach i hipotezach. Jednak, jak każda nauka, która ma służyć kształtowaniu rzeczywistości, musi się opierać na przewidywaniach niepewnych zachowań podmiotów gospodarczych w przyszłości. Dobry polityk gospodarczy musi oprócz wiedzy mieć intuicję i posiąść „sztukę” przewidywania.

Jak widzieliśmy, w warunkach zbliżonych do rzeczywistości (choć niezgodnych z założeniami teorii „głównego nurtu”), nawet kiedy występują ograniczenia podaży niektórych czynników produkcji, istnieje przestrzeń wyboru między środkami aktywnej polityki pieniężnej i fiskalnej, a wobec tego wyższą dynamiką gospodarczą z jednej strony, a jeszcze dopuszczalną stopą inflacji z drugiej. Jednak z samego istnienia tej przestrzeni nie można wnioskować o jej granicach: w którym dokładnie miejscu ceną za przyspieszenie gospodarcze staje się utrata kontroli nad inflacją lub przy jakiej wielkości deficytu obrotów bieżących nastąpi kryzys finansowy. Wiadomo, że takie granice istnieją, ale nie wiemy, ile jest „w sam raz” w posuwaniu się do nich celem przyspieszenia rozwoju gospodarczego, aby nie zapłacić za to kryzysem i pogorszeniem długoterminowych podstaw rozwoju. Dobry polityk gospodarczy musi mieć odwagę posuwania się do tych granic, ale i intuicję, by ich nie przekroczyć. W tym właśnie miejscu polityka gospodarcza przestaje być tylko nauką, staję się także sztuką.

Czy Polskę stać na tak surową politykę pieniężną i fiskalną, aby lokować się w grupie trzech krajów o najniższej stopie inflacji w UE, jak to miało miejsce od marca 2006 r. do kwietnia 2007 r.? Uważałem i nadal uważam, że polityka rządu i banku centralnego mogła w tym okresie być mniej restrykcyjna. Czy politykę tę należy rozluźniać, kiedy stopa inflacji wynosi przeszło 4 proc. i rośnie? Sądzę, że przy tej stopie inflacji, także wobec obserwowanej dynamiki płac, przewyższającej dynamikę wydajności pracy, narastających odcinkowych trudności na rynku pracy i narastającej nierównowagi w bilansie płatniczym, dla takiego rozluźniania obecnie miejsca już nie ma.

Czy znaczy to, że wobec przyspieszenia inflacji należy ponownie „schładzać” gospodarkę przez podwyżki stóp procentowych? Przyspieszenie inflacji nastąpiło głównie wskutek wzrostu cen płodów rolnych i paliw, a nie nacisku popytu. Mając to na uwadze, stóp procentowych nie podniósł ani Fed, ani EBC; przeciwnie – stopy w USA i w Wielkiej Brytanii zostały nawet obniżone. Czy w Polsce podwyżki stóp rzeczywiście były i dalej będą konieczne? Być może. W każdym jednak razie bankowi centralnemu trudno jest w pojedynkę przeciwstawić się oczekiwaniom „rynku”, które w Polsce kształtowane są bardziej przez wyznawaną doktrynę ekonomiczną niż na podstawie chłodnej oceny rzeczywistości.

Spory i różnice w kwestiach związanych z prognozowaniem stopy wzrostu gospodarczego czy innych zmiennych ekonomicznych są naturalne. Podobnie jak oceny, jak daleko posuwać się w przestrzeni wyborów między różnymi parametrami makroekonomicznymi decydującymi o dynamice gospodarczej i partycypacji – poprzez możliwie najwyższe zatrudnienie – w owocach rozwoju ekonomicznego. Są to oceny, które wiążą się z lepiej lub gorzej uzasadnioną intuicją i gotowością przyjęcia ryzyka. Można trafić, ale też można się przeliczyć. Nie znam „kamienia filozoficznego”, który pozwoliłby uniknąć sprzeczności związanych z takimi wyborami. Uważam natomiast, że wybór taki realnie istnieje, wiąże się z ryzykiem, i wymaga niedogmatycznego podejścia. Jednak przede wszystkim, jeżeli teoria ekonomii ma zapewniać racjonalne przesłanki tych ocen i wyborów, musi się ona opierać na takich założeniach co do naszych zachowań, które grosso modo odpowiadają rzeczywistości.

W artykule wykorzystałem: Georg A. Ackerlof, „The Missing Motivation in Macroeconomics”, American Economic Review, nr 1, 2007; N. G. Mankiw, „The Macroeconomist as Scientist and Engineer”, Journal of Economic Perspectives, nr 4, 2006; Antonie de Saint-Exupéry, Mały Książę, PIW, Warszawa 1961.

W artykule „Spór o podstawy polityki gospodarczej” („Rz”, z 15.02.2008) wskazano w jaki sposób podstawowe hipotezy wyjściowe ekonomii głównego nurtu doprowadziły do zmarginalizowania teorii efektywnego popytu i jej zaleceń dla bieżącej polityki gospodarczej. Powstaje jednak pytanie, czy zalecenia teorii efektywnego popytu nie są nic warte w świetle tego, jak każda z tych teorii radzi sobie z probierzem przystawania do rzeczywistości.

U źródeł historii makroekonomii leży Wielki Kryzys 1933 r. Makroekonomię postrzegano wówczas nie jako naukę ścisłą lecz swego rodzaju inżynierię społeczną. Zadaniem jej miało być rozwiązywanie praktycznych problemów gospodarczych związanych z wyjściem z najgłębszego w historii kryzysu, z redukcją bezrobocia i powszechnego zubożenia, których skala i trwałość stawiały pod znakiem zapytania samą możliwość przetrwania gospodarki rynkowej jako ustroju społeczno-gospodarczego, nie zaś tworzenie eleganckich i wewnętrznie spójnych modeli ekonomicznych (Mankiw, 2006).

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację