Ceny żywności i energii nie wrócą „do normy”

Wzrost cen energii i żywności jest nieunikniony. Dobrze więc byłoby brać to pod uwagę przy długoterminowych prognozach makroekonomicznych – pisze ekonomista Polskiej Rady Biznesu

Publikacja: 10.06.2008 07:57

W Polsce dominuje tradycyjny sposób rozumowania o trendach cenowych w skali globalnej, które, determinując poziom inflacji, wpływać muszą na politykę gospodarczą w średnim i dłuższym okresie czasu.

O cenach żywności i energii, których niebywały wzrost już przecież wpływa na zachowanie podmiotów gospodarczych zmuszonych odnaleźć się w mniej przyjaznym środowisku makroekonomicznym, przywykło się mówić, że wkrótce wrócą „do normy”. Wiadomo przecież, że żywność i paliwa podlegają klasycznym cyklom cenowym. Takie historyczno-intuicyjne podejście do analizy cenowej, izolowane od rzeczywistości, abstrahujące od zmian strukturalnych w skali globalnej, pozwala dezawuować wyzwania stojące przed polityką gospodarczą. Podejście historyczne znajduje odbicie w średniookresowym planowaniu ekonomicznym. W żadnym z naszych dokumentów o charakterze oficjalnym nie ma miejsca na przykład, na scenariusz makroekonomiczny zakładający 8 – 10- -proc. wzrost cen żywności lub cenę ropy na poziomie 130 – 140 dol. za baryłkę (aktualizacja programu konwergencji mówi o 90 dol.).

Analizując fakty i wykorzystując dostępne już wyniki światowych badań, chciałbym zwrócić uwagę na to, co może się przydarzyć światowej gospodarce, o ile obecne trendy w zakresie cen żywności i energii okażą się bardziej trwałe, niż przywykło się na ogół sądzić. Jest to przybliżenie biorące pod uwagę zmiany we współczesnej gospodarce.

W dłuższym okresie na ceny żywności wpływają: program rozwoju biopaliw, zmiany klimatyczne i w strukturze konsumpcji oraz biotechnologia (modyfikacje genetyczne). Te cztery główne czynniki oddziałują zarówno na podaż, jak i na popyt.

The International Food Policy Research Institute (IFPRI), wykorzystując do tego celu własny model, oszacował wpływ biopaliw na ceny bazowych artykułów żywnościowych. Przy czym wariantowanie w modelu polega na tym, że jeden ze scenariuszy przewiduje wypełnienie już przyjętych planów inwestycyjnych w zakresie biopaliw, a drugi podwojenie ich produkcji do roku 2020.

Kwestią zasadniczą staje się odpowiedź na pytanie: czy istniejące już i obowiązujące plany produkcji biopaliw mogą być w ciągu najbliższych 12 lat faktycznie podwojone? Powoduje to – jak widać – gigantyczną różnicę przy prognozowaniu cen bazowych artykułów żywnościowych.

Odpowiedź pośrednio zawarta jest w opisie założeń modelu IFPRI. Otóż produkcja biopaliw staje się ekonomicznie opłacalna już przy cenach ropy wynoszących 60 – 70 dol. za baryłkę. Dlatego tak trudno będzie powstrzymać rozbudowę programów produkcji przy cenie ropy sięgającej 120 – 140 dol.

Inaczej mówiąc, jeśli ceny ropy nie spadną poniżej 60 dol., lepiej z cenami niż w scenariuszu 1. z pewnością nie będzie, bo uwzględnione w tej prognozie programy inwestycyjne dla biopaliw już są wdrażane.

Układ czynników wpływających na ceny żywności jest przy tym wyjątkowo niekorzystny. O ile bowiem, jak szacuje IMF, z obecnej podaży surowców rolnych w grupie największych producentów na cele niekonsumpcyjne idzie już teraz od 20 do 50 proc., to wpływ produkcji biopaliw na ceny energii pozostaje nadal znikomy z uwagi na ich niski, ledwie 1-proc. udział w podaży paliw ogółem. Zmieni się to nie wcześniej niż w roku 2020, kiedy biopaliwa stanowić powinny już ok. 20 proc. rynku.

Słowem, układ czynników makroekonomicznych, rynkowych i nierynkowych (rządowe programy subsydiowania produkcji biopaliw) pcha w górę ceny żywności, ale nie jest w stanie szybko obniżyć cen paliw. I tak będzie jeszcze ładnych parę lat.

Wciąż mamy zbyt dużą skłonność do skupiania się na suszach, powodziach, gradobiciach itp. nieszczęściach nękających producentów rolnych, osadzonych jednak w kontekście najbliższych zbiorów. Krótkoterminowe prognozowanie wpływu pogody na podaż żywności i jej ceny nie jest już jednak powszechną regułą. Globalne ocieplenie jest z powodzeniem analizowane na świecie również w aspekcie długoterminowym.

Przytoczę tu wyniki analizy opublikowanej przez Williama Cline jesienią ubiegłego roku (Global Warming and Agriculture: Impact estimates by Country, IMF, 2007).

Wykorzystując sześć różnych modeli zmian klimatycznych i badając 100 krajów, przy założeniu podniesienia się średniej temperatury o 0,4 st. i opadów o 3 proc. do roku 2080, Cline otrzymał bardzo niewesołe wyniki, jeśli chodzi o spadek produkcji upraw. Są one szczególnie niepokojące dla krajów rozwijających się, gdzie popyt na żywność będzie przecież rósł szybko.

Ciekawe, że spadek produkcji jest tym mniejszy, im większa jest emisja dwutlenku węgla absorbowanego przez rośliny. Ten paradoksalny efekt dało się co prawda modelowo oszacować, ale trudno wyobrazić sobie, by postulat „nawożenia” produkcji rolniczej dwutlenkiem węgla doczekał się praktycznej akceptacji. Tym bardziej że Cline w swych szacunkach nie brał pod uwagę innych, bez wątpienia negatywnych efektów ubocznych zwiększonej emisji dwutlenku węgla i jej wpływu na produkcję roślinną.

Zmiany w strukturze konsumpcji ciągną cenyAnalizując długoterminowe trendy cenowe żywności, nie sposób abstrahować od zmian w strukturze konsumpcji. Wraz podnoszeniem się poziomu zamożności w krajach rozwijających się szybko będzie rósł popyt na produkty o wysokiej wartości odżywczej: mięso, mleko, warzywa, owoce. Towarzyszyć temu będzie spadek popytu na podstawowe artykuły żywnościowe na głowę ludności. W związku jednak z szybkim przyrostem demograficznym, głównie w Chinach i Indiach, popyt ogółem będzie rósł również i w kategorii produktów bazowych. Tyle że przyrost będzie tu relatywnie mniejszy niż w grupie artykułów o lepszych właściwościach odżywczych.

Przy średnim wzroście w południowej Azji rzędu 5 proc. rocznie popyt na żywność z wyższej półki będzie ostro rósł w tempie nawet 10 proc., podczas gdy na żywność bazową – umiarkowanie, bo „tylko” o 4 proc. Takie zmiany w strukturze konsumpcji będą generowały silną presję na wzrost cen żywności ogółem. „Lepsza” żywność jest z definicji droższa z uwagi na wyższe koszty produkcji, „gorsza” z kolei konkuruje z biopaliwami. Wzrost cen żywności z całą pewnością wpłynie na rozwój produkcji genetycznie zmodyfikowanej (roślinnej i zwierzęcej). Nie ma przed tym ucieczki.Nasza droga energiaWzrost cen energii w skali roku w Stanach Zjednoczonych przekroczył 17 proc., w strefie euro – 12 proc. Wciąż przy tym słyszymy zapewnienia, że ceny ropy niebawem spadną, że osiągnęły absolutne szczyty itp.

W dłuższym okresie na ceny żywności wpływają: program rozwoju biopaliw, zmiany klimatyczne, zmiany w strukturze konsumpcji i biotechnologia

Naturalnie prognozowanie cen ropy nie należy do zajęć najłatwiejszych. Trudno więc na dobrą sprawę powiedzieć, czy ropa dojdzie do 200 – 300 dol. za baryłkę i jak długo na tym poziomie pozostanie. Faktem jest jednak, że przy uproszczonej analizie, kiedy pod uwagę bierzemy jedynie zaangażowanie kapitałowe w globalne fundusze surowcowe na poziomie ze standardowego portfela, czyli rzędu 5 proc. aktywów, napływ kapitału do tych funduszy powinien być czterokrotnie wyższy niż dziś. A to pociągnęłoby za sobą narastanie bąbla na cenach ropy nawet do 300 dol.Ekonomiści dysponują też instrumentami dla oszacowania wpływu cen ropy na inflację na głównych rynkach bazowych. Przy 140 dol. za baryłkę wskaźnik CPI w Stanach Zjednoczonych wzrósłby do około 6 proc., a strefie euro do ok. 4 proc. Oznaczałoby to, że średnioroczne wskaźniki inflacji sięgną odpowiednio: 5,2 proc. w przypadku USA (obecny konsens: 3,6 proc.) oraz 3,6 proc. w przypadku strefy euro (obecny konsens: 3,1 proc.). Przy czym lwią część kontrybucji do ogólnego wzrostu inflacji (1,5 pkt proc. w USA i 1,2 pkt proc. w strefie euro) można by zapisać na poczet drogiej żywności i paliw.

Inny, nielepszy, świat?

Jak to, co próbowaliśmy naszkicować, wpłynie na światową gospodarkę?Po pierwsze – trendy cenowe w zakresie żywności i paliw uznać wypada za zjawiska długotrwałe. Być może – taką trzeba mieć nadzieję – dynamika cen wyhamuje. Tym niemniej pozostaną one na wyśrubowanych poziomach przez okres znacząco wykraczający poza klasyczny cykl cenowy.

Po drugie – zmieni to środowisko makroekonomiczne na mniej niż w ostatnich latach przyjazne dla producentów i konsumentów. Tempo wzrostu gospodarczego będzie niższe, a inflacja wyższa. Banki centralne na świecie – pozostając w zgodzie ze swymi mandatami – prowadzić będą bardziej niż dotąd restrykcyjną politykę monetarną, wbrew doktrynie przyjmując trwały charakter wstrząsów podażowych jako wystarczające usprawiedliwienie dla podnoszenia stóp procentowych.

Po trzecie – istnieje poważne ryzyko, że wysokie ceny żywności sprzyjać będą rewitalizacji protekcjonizmu. Wiele rządów skłonnych będzie przekierować strumień transferów od producentów rolnych do wyborców- -konsumentów. Subsydia, cła eksportowe ograniczą możliwość inwestowania w sektorze rolnym w krajach rozwiniętych, zmniejszając tym samym zdolności produkcyjne w przyszłości.

Po czwarte – drogie paliwa oznaczać będą silne naciski na obniżki podatków pośrednich i akcyzy. Uleganie takim naciskom nie osłabi istotnie presji inflacyjnej, pogorszy za to pozycję fiskalną przy malejącym tempie wzrostu i rosnącej inflacji. A to odbije się negatywnie na równowadze makroekonomicznej w dłuższym okresie.

Każdy z tych czterech podstawowych punktów, opisujących następstwa wysokich cen energii i żywności, utrzymujących się przez dłuższy czas, dotyczy w tym samym stopniu gospodarki globalnej i polskiej. Dobrze więc byłoby brać to pod uwagę przy długoterminowych prognozach makroekonomicznych.

Autor jest głównym ekonomistą Polskiej Rady Biznesu

W Polsce dominuje tradycyjny sposób rozumowania o trendach cenowych w skali globalnej, które, determinując poziom inflacji, wpływać muszą na politykę gospodarczą w średnim i dłuższym okresie czasu.

O cenach żywności i energii, których niebywały wzrost już przecież wpływa na zachowanie podmiotów gospodarczych zmuszonych odnaleźć się w mniej przyjaznym środowisku makroekonomicznym, przywykło się mówić, że wkrótce wrócą „do normy”. Wiadomo przecież, że żywność i paliwa podlegają klasycznym cyklom cenowym. Takie historyczno-intuicyjne podejście do analizy cenowej, izolowane od rzeczywistości, abstrahujące od zmian strukturalnych w skali globalnej, pozwala dezawuować wyzwania stojące przed polityką gospodarczą. Podejście historyczne znajduje odbicie w średniookresowym planowaniu ekonomicznym. W żadnym z naszych dokumentów o charakterze oficjalnym nie ma miejsca na przykład, na scenariusz makroekonomiczny zakładający 8 – 10- -proc. wzrost cen żywności lub cenę ropy na poziomie 130 – 140 dol. za baryłkę (aktualizacja programu konwergencji mówi o 90 dol.).

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację