Problem polega na tym, że straty byłyby odczuwalne wcześniej niż korzyści. Dla polityków, którzy w imieniu rolników i przedsiębiorców prowadzą rozmowy, najważniejsze są jednak szybkie zyski polityczne – czyli obrona interesów własnego rynku.
Świat nie jest gotów na wielkie ćwiczenia z gospodarki rynkowej, bo, patrząc krótkowzrocznie, korzystniej jest obudować się barierami, niż wystawić na bezlitosną konkurencję ze strony tych, którzy potrafią produkować taniej. A przy tych negocjacjach zabrakło jeszcze kogoś, kto pomyślałby o konsumentach – w przypadku sukcesu rundy z Dauhy mieliby oni większy wybór i niższe ceny. To właśnie są owoce prawdziwej konkurencji.
Jak zwykle podniosły się protekcjonistyczne głosy, głównie francuskie. Prezydent Sarkozy, wykorzystując swoją siłę szefa kraju przewodniczącego dzisiaj UE, grozi, że umowy nie podpisze. Jakby zapominał, że Francja nie ma tu nic do powiedzenia, bo w imieniu Wspólnoty głosuje Komisja Europejska.
Nie sam brak liberalizacji w światowym handlu jest jednak najgroźniejszy. Niebezpieczne jest to, że skoro świat nie jest w stanie porozumieć się w sprawie niewielkich w sumie wyrzeczeń, fatalnie wygląda perspektywa porozumienia w sprawach wymagających znacznie większych wyrzeczeń i kosztów, jak chociażby ocieplenie klimatu. Wówczas prawdziwe niebezpieczeństwo zagrozi już całej ludzkości.