W skali roku ceny w strefie euro wzrosły o 4,0 proc., podczas gdy w całej Wspólnocie (łącznie ze strefą euro) o 4,3 proc. Oznacza to, że kraje spoza strefy euro miały znacznie wyższą inflację. Warto też podkreślić, że powiększa się różnica między poziomem inflacji w strefie euro i poza nią. Inflacja wszędzie rośnie, ale w strefie euro wolniej niż gdzie indziej w Unii Europejskiej.
Według moich szacunkowych obliczeń w ostatnim jedenastoleciu ceny w krajach spoza strefy wzrosły średnio o prawie 7 proc. więcej niż w państwach o wspólnej walucie. Wynikało to zarówno z konieczności prowadzenia przez kraje wprowadzające wspólną walutę dość restrykcyjnej polityki pieniężnej w fazie uczestnictwa w ERM-2, jak i z różnych korzyści posiadania wspólnej waluty, choćby braku tzw. kosztów transakcyjnych wymiany walut.
Teza o generowaniu wysokiej inflacji przez walutę euro nie znajduje potwierdzenia w danych statystycznych, podobnie jak inne mity rozpowszechniane przez eurosceptyków. Obecna inflacja globalna jest swoistym testem jakości walut i polityki pieniężnej wielu krajów. W konfrontacji nie tylko z resztą Europy, ale także z resztą świata strefa euro wychodzi obronną ręką.
Inflacja w Polsce, po przeliczeniu na standard europejski, okazała się równa średniej inflacji w całej Unii. Tak jak i w innych krajach podstawowym źródłem inflacji są rosnące światowe ceny ropy naftowej i innych surowców, a także żywności.
Tymczasem w kraju wytwarzają się histeryczne nastroje w sprawie inflacji. Media wykazują się wielką nieodpowiedzialnością, podając przesadzone lub nieprawdziwe dane i strasząc społeczeństwo rzekomym ogołacaniem portfeli przez rzekomo szalejącą drożyznę. Ci, którzy pamiętają przełom lat 80. i 90., doskonale wiedzą, co to jest drożyzna, i nie dadzą się nabrać na taką propagandę.