Koniec wielkich fuzji, powrót do organicznego wzrostu

Z Alessandro Profumo, prezesem grupy Unicredit, rozmawiają Kuba Kurasz i Danuta Walewska

Publikacja: 03.09.2008 03:17

Czy pana zdaniem recesja w Europie jest nieunikniona?

Alessandro Profumo: To zależy od kraju, bo przecież Europa nie jest jednolita. Dzisiaj mamy wyraźny kryzys na rynku nieruchomości, który może doprowadzić do recesji w Hiszpanii i Irlandii, bo tam właśnie wzrost na rynku nieruchomości był główną siłą napędową gospodarki. W Wielkiej Brytanii, gdzie sytuacja na rynku nieruchomości jest także bardzo poważna, głównym motorem rozwoju był sektor finansowy przeżywający teraz poważne problemy. Ale już przyczyny spowolnienia gospodarczego w Niemczech i Włoszech są zupełnie inne, bo tam przede wszystkim chodzi o zmniejszenie popytu konsumenckiego. Są również takie kraje jak Polska, gdzie ten kryzys jest praktycznie niezauważalny.

Wielu ekonomistów mówi, że sytuacja gospodarcza na naszym kontynencie jeszcze się pogorszy, zanim nastąpi odczuwalna poprawa. Czy zgadza się pan z taką opinią?

Nie będzie już pogorszenia w sektorze finansowym, tu najgorsze już mamy za sobą. Ale jeśli chodzi o gospodarkę w skali makro, niestety spowolnienie gospodarcze będzie coraz bardziej odczuwalne. Ale z drugiej strony przyznam, że dzisiaj jest bardzo trudno prognozować, bo na przykład gospodarka amerykańska okazała się znacznie bardziej odporna na kryzys na rynku nieruchomości, niż można się było spodziewać. Wiele pytań dotyczy sytuacji gospodarczej w Azji: jak głębokie będzie spowolnienie na tym kontynencie? Nie mówiąc o tym, że tu i ówdzie niepewna jest sytuacja polityczna, co także będzie miało wpływ na tempo odbudowy. Na szczęście, i to dla całej Unii Europejskiej, Wspólnota zdecydowała się na rozszerzenie, co stanowiło i nadal stanowi potężny bodziec do rozwoju. Dzisiaj to przecież nowe kraje UE nadają tempo unijnej gospodarce. W tej chwili jednak najważniejsze jest, aby wszystkie kraje ciężko popracowały nad tym, by opanować kryzys i jak najszybciej się z nim pożegnać. Nie można pozwolić, aby sytuacja wymknęła się spod kontroli.

Kilka krajów na świecie – Stany Zjednoczone, Japonia, a nawet Chiny – zdecydowało się już na pakiety stymulujące wzrost gospodarczy. Czy sądzi pan, że taki pomysł mógłby pomóc także gospodarce europejskiej?

Nie jestem ekonomistą, ani politykiem. Ale jako bankier nie jestem zwolennikiem pakietów stymulujących gospodarkę. Najlepiej sprawdzają się w takiej sytuacji środki fiskalne. Na przykład można wziąć pod uwagę jakąś formę pomocy dla eksporterów.

Ocenia się, że od momentu wybuchu wojny w Gruzji z Rosji wypłynęło ok. 20 mld euro. Jak pan sądzi, co się stanie z tymi pieniędzmi? Czy zostaną zainwestowane gdzie indziej, czy wrócą do Rosji?

Nie stanie się to szybko, ale te pieniądze wrócą do Rosji. Sytuacja wokół Gruzji powoli się uspokaja. Napięcie na linii Unia Europejska – Rosja także osłabło, więc pieniądze będą wracały. Rosja pozostaje krajem, w którym gospodarka szybko się rozwija.

Właśnie pojawiła się informacja, że Koreański Bank Rozwoju chce wykupić pakiet akcji Lehman Brothers. To kolejna transakcja, w której za pieniądze narodowego funduszu kupowany jest zachodni bank. Wcześniej saudyjski książę al Waleed i ADIA z Abu Zabi przejęli potężny pakiet akcji Citigroup, singapurski Temasek kupił udziały w Barclays. Zapewne takich transakcji jest jeszcze wiele. Czy te pieniądze zmienią gospodarkę światową?

Mamy do czynienia z przemieszczeniem się finansowej siły na świecie. Ogromne pieniądze zgromadzone w takich funduszach mają również Chiny i Rosja. Nie ukrywam, że jestem osobą zasadniczo pozytywnie nastawioną do otoczenia. Uważam, że budowanie finansowych więzi na całym świecie jest korzystne. Ale trzeba też przyznać, że kwoty, jakie tutaj wchodzą w rachubę – 15 – 20 miliardów euro – nie są bez znaczenia dla gospodarki, w którą są inwestowane. Nie mówiąc już o tym, że taki kraj będzie w przyszłości zmuszony do utrzymywania z inwestorem jak najlepszych stosunków, co czasami może się okazać ogromnym wyzwaniem. Generalnie jestem zdecydowanie za tym, aby biznes robili biznesmeni, a nie politycy. Z drugiej strony świat potrzebuje kapitału. Sytuacja jest więc bardzo złożona, bo chociażby przejęcie przez inwestorów arabskich pakietu kontrolnego Citibanku to zmiana niemal rewolucyjna.

UniCredit praktycznie obronną ręką wyszedł z kryzysu na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych. Jak to się stało?

Ponieśliśmy pewne straty, ale relatywnie małe w porównaniu z tym, co straciły inne banki. Tyle że UniCredit w marcu ubiegłego roku drastycznie zmniejszył portfel kredytów strukturyzowanych. Ale z drugiem strony tak wielki kryzys naprawdę trudno było przewidzieć. Gdy pierwsze chmury zaczęły się zbierać nad rynkiem zorientowaliśmy się, że ryzyko obciążające te inwestycje jest zdecydowanie zbyt wysokie, więc zdecydowaliśmy się na sprzedaż. To uchroniło UniCredit przed większymi stratami.

Czy oczekuje pan teraz kolejnej fazy konsolidacji w europejskiej bankowości po przejęciu Dresdner Banku przez Commerzbank?

Zdecydowanie nie. Ta transakcja dotycząca wyłącznie niemieckiego rynku, a więc sytuacja dość szczególna. Może się mylę, ale nie widzę innych takich transakcji w najbliższym czasie. No chyba żeby jakiś bank znalazł się w poważnych kłopotach.

A gdyby jakiś duży bank amerykański miał kłopoty u siebie i zdecydował się na sprzedaż swoich aktywów w Polsce, byłby pan tym zainteresowany?

W Polsce nie mamy już możliwości przejęcia żadnego banku. W regionie raczej wolałbym, aby nasze banki rozwijały się przez wzajemne połączenia, a nie nowe zakupy.

Kto ostatecznie pokieruje biznesem UniCreditu na Ukrainie – Pekao SA czy Bank Austria?

Jeżdżą tam menedżerowie i z Austrii, i z Polski. Może w przyszłości trzeba będzie podjąć jakieś decyzje dotyczące tej sytuacji. Na razie jesteśmy zadowoleni z tego, co jest.

Czy zamierza się pan pozbyć któregoś z banków w naszym regionie?

Sprzedaliśmy już mały bank w Tadżykistanie. Zastanawiamy się nad przyszłością naszego drugiego banku na Ukrainie: czy połączyć dwa banki, czy sprzedać mniejszy, a pieniądze zainwestować w rozwój większego. Sprawa jest nadal otwarta.

Czy pana zdaniem recesja w Europie jest nieunikniona?

Alessandro Profumo: To zależy od kraju, bo przecież Europa nie jest jednolita. Dzisiaj mamy wyraźny kryzys na rynku nieruchomości, który może doprowadzić do recesji w Hiszpanii i Irlandii, bo tam właśnie wzrost na rynku nieruchomości był główną siłą napędową gospodarki. W Wielkiej Brytanii, gdzie sytuacja na rynku nieruchomości jest także bardzo poważna, głównym motorem rozwoju był sektor finansowy przeżywający teraz poważne problemy. Ale już przyczyny spowolnienia gospodarczego w Niemczech i Włoszech są zupełnie inne, bo tam przede wszystkim chodzi o zmniejszenie popytu konsumenckiego. Są również takie kraje jak Polska, gdzie ten kryzys jest praktycznie niezauważalny.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację