Zrozumiała, bezpieczna i przez to akceptowana może być tylko jedna sekwencja wydarzeń prowadząca Polskę do strefy euro: wypełnienie kryterium legislacyjnego musi poprzedzać odejście od płynnego kursu złotego i usztywnienie kursu w ramach ERM2. Tu wszystko jest jasne. Taka kolejność oznacza bowiem, że przy realizacji mapy drogowej do euro na samym początku likwidujemy ryzyko polityczne. Pozostaje jedynie nieusuwalne ryzyko ekonomiczne łączące się z koniecznością spełnienia kryteriów nominalnej konwergencji.
Od takiej sekwencji wydarzeń nie powinno być odstępstw. Rząd może próbować zmienić w najbliższych dwóch miesiącach konstytucję bez zmiany reżimu kursowego. I będzie to dalej akceptowane, bo taki ruch nie wystawia jeszcze gospodarki na wielkie ryzyko makroekonomiczne nieograniczonego w czasie usztywnienia kursu walutowego w ERM2. Niepowodzenie rządu oznacza odłożenie wejścia do strefy euro bez konsekwencji w postaci dekonwergencji, ponieważ implementacja euro w 2012 r. nie jest aktualnie wliczona w ceny aktywów złotowych. Ewentualna pomyślna zmiana konstytucji jako wydarzenie nieprzewidywane, wprowadzające nas na ścieżkę do euro, przyniosłaby początek gry na konwergencję. Byłoby to korzystne dla wyceny polskich aktywów.
[wyimek]Odwracając kolejność, uwiązując kurs złotego do euro przed zmianą konstytucji, rząd stałby się nieodpowiedzialny[/wyimek]
Tym samym zachowanie sekwencji: najpierw próba likwidacji ryzyka politycznego – dopiero później ERM2, staje się testem na elementarną odpowiedzialność rządu, dla którego kwestią nadrzędną musi być utrzymanie średniookresowej stabilności makroekonomicznej kraju.
[srodtytul]Zminimalizować ryzyko polityczne[/srodtytul]