W przypadku bydgoskim dawno już nie widziałem tak grającej polskiej linii pomocy ze skrzydłami włącznie, w Łodzi zaś Polacy wyjątkowo dominowali pod tablicami. Ci, którzy oglądają polską kadrę koszykarzy częściej doskonale wiedzą, jak mizernie wypadaliśmy w ofensywie przeciwko silnym rywalom.

Gazetowe tytuły - "Przedstawienie Obraniaka" ("Dziennik"), "Dublet Obraniaka" ("Gazeta Wyborcza"), "Obraniak nie zaczął meczu, ale za to pięknie skończył" ("Polska") - nie pozostawiają cienia wątpliwości, że było dobrze.

Żal, że zwycięstwu koszykarzy poświęcono tak mało miejsca. Dobrze za to, że w przeciwieństwie do piłki nożnej ("Dobra gra i wygrana (...) przywróciły nadzieje na mundial" - "Gazeta Wyborcza") nikt nie podbija bębenka oczekiwań ("Wygraliśmy, ale brakuje nam komunikacji na boisku - mówi Gortat" - "Dziennik"). Choć koszykarzy pokonali silniejszego przeciwnika niż piłkarze i na dodatek czeka ich ważniejsze wyzwanie - Mistrzostwa Europy w Polsce zaczynają się już za cztery tygodnie.

Poza tym wygląda na to, że w Polsce niewiele się dzieje. Ze świecą szukać na pierwszych stronach dzisiejszych gazet tych samych informacji. "Rzeczpospolita" pochyla się nad podwyżkami pensji urzędników, "Polska" nad menedżerską ekspansją kobiet, "Gazeta Wyborcza" walczy o wdowie renty, a "Dziennik" otwiera się politycznym konfliktem na linii Kijów-Moskwa. Gdzieś w tle tli się konflikt o prywatyzację KGHM, która mogą powstrzymać strajki najbardziej uprzywilejowanej grupy społecznej w Polsce - górników. Przynajmniej w tym przypadku jest gwarancja powrotu tematu na gazetowe czołówki. W wojnach o przywileje zawieszenie broni rzadko następuje przy zielonym stoliku. Chyba, że któraś ze stron wcześniej ucieknie. W Polsce od lat uciekają rządzący.  Choć akurat prywatyzacja KGHM, spółki od lat obsadzanej politycznymi nominatami, o niewielkim znaczeniu strategicznym, nie powinna budzić aż takich wątpliwości.

Na świecie jest dużo ciekawiej niż w kraju. Oprócz trwającego od kilku dni dyplomatycznego starcia naszych sąsiadów (co samo w sobie powinno niepokoić), Czesi np. wciąż żyją kabaretem politycznym. Kabareciarz Topolanek po orgiach w willi premiera Włoch, urządził teraz zamknięte w Monte Argentario przyjęcie dla lobbystów i rekinów finansjery. To tak jakby Tusk czy Kaczyński zaprosili na ranczo w Teksasie Kulczyka, Krauzego, Gudzowatego i np. Dochnala. Ubaw po pachy i burza od Bałtyku po Tatry. Bogu dzięki Czesi wydają się mieć większe poczucie humoru. W Polsce zaczęłoby się od tradycyjnej komisji śledczej, a później byłoby już tylko gorzej. No chyba, że ranczo byłoby Fibaka - sportowcom można wybaczyć wszystko.