Wczoraj silna fala przecen na rynkach azjatyckich (pociągnęła za sobą spadki cen na większości światowych rynków, w tym także w Polsce. Czy to oznacza koniec wzrostu cen na rynkach akcji?

Po silnym wzroście sięgającym na różnych giełdach od 70 do 150 proc. część inwestorów postanowiła zrealizować zyski. Skala wzrostów, jak na rynki „oficjalnie” znajdujące się w fazie kryzysu, była naprawdę imponująca i wydaje się, że spekulacyjna. Wybicie indeksów akcji na tegoroczne szczyty zwiększyło ryzyko korekty i podsyciło obawy inwestorów. Napływ środków do funduszy rynków emerging markets, zwłaszcza inwestujących w Chinach, znacząco zmalał w ostatnich tygodniach, co stało się sygnałem ostrzegawczym. Akcje chińskie od kilku tygodni były również niedoważane w portfelach globalnych.

W takiej sytuacji każda słaba informacja ze światowej gospodarki mogła się stać katalizatorem powodującym silne obsunięcia indeksów. W piątek czynnikiem zapalnym okazała się publikacja niższego od prognoz szacunku określającego nastroje amerykańskich konsumentów indeksu Michigan. Spadł on z 66 pkt w lipcu do 63 pkt w sierpniu, a rynek spodziewał się wzrostu do 69 pkt. Dane te uświadomiły, że jest jeszcze za wcześnie na to, by mówić o definitywnym zakończeniu recesji w USA. Pojawiły się też silniejsze obawy, że skala odbicia na rynkach, które od kilku miesięcy obserwujemy, nie ma potwierdzenia w wynikach płynących z realnej gospodarki.

Warto pamiętać o tym, że silny wzrost cen akcji po dramatycznym dotknięciu dołka to typowy schemat wychodzenia z bessy, lecz niekoniecznie sygnał jej absolutnego zakończenia. Historycznie na rynku w USA po osiągnięciu dna ceny akcji rosły zwykle o średnio 40 proc. w ciągu roku, a w ciągu dwóch lat wzrost czasami sięgał 50 proc.

Wczorajsza sesja może się okazać bardzo ważna dla światowych giełd. Spadki były na tyle silne, że mogą dać początek kilkutygodniowej korekcie. Jeśli tak się stanie, to nie ominie ona także rynku polskiego, który w ostatnich miesiącach wyjątkowo mocno reaguje na globalną sytuację. A to może utrudnić realizację planów prywatyzacyjnych w najbliższym czasie.