Nic nie wskazuje, by udział pań w kierowaniu największymi polskimi firmami miał się zwiększyć. Z wyliczeń "Rz" wynika, że na 273 członków zarządów 60 największych spółek giełdowych w połowie września było tylko 16 kobiet, o jedną mniej niż przed rokiem. Natomiast fotele prezesów w tych firmach zajmują wyłącznie mężczyźni. W mniejszych spółkach sytuacja jest niewiele lepsza. W sumie tylko w co 25. firmie notowanej na GPW prezesem jest kobieta.
Na zachodzie naszego kontynentu udział płci pięknej w zarządach dużych firm rośnie. W ubiegłym roku w 300 najważniejszych spółkach Europy (indeksu FTSE Eurofirst) sięgnął prawie 10 proc. Do tego wzrostu przyczyniły się też zmiany prawa w Norwegii. Tam od 2008 r. duże firmy muszą mieć co najmniej 40-proc. udział pań w zarządzie. Natomiast w Finlandii od stycznia każda publiczna spółka będzie musiała mieć w zarządzie co najmniej jedną kobietę.
Na warszawskiej giełdzie sytuacja byłaby jeszcze gorsza gdyby nie Roman Karkosik. Polityka kadrowa tego właściciela wielu notowanych firm wyraźnie preferuje płeć piękną. Trzema kontrolowanymi przez niego notowanymi firmami kierują kobiety. To u niego pracuje Karina Wściubiak-Hankó prezesująca Alchemii, najcenniejszej firmie giełdowej kierowanej przez kobietę. Roman Karkosik zaprzecza, jakoby faworyzował kobiety, ale przyznaje "Rz", że bardzo je ceni.
– Kobiety mają cechę, którą szczególnie sobie cenię – intuicję. Są też bardzo ambitne, co pozwala im osiągać trudne cele – wyjaśnia znany inwestor.
W Polsce, gdzie trwa dyskusja nad planami wprowadzenia 50-proc. parytetu dla kobiet na listach wyborczych do parlamentu, o parytecie w biznesie nikt na razie nie wspomina. Jak zresztą wynika z badań Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, w małych i średnich przedsiębiorstwach wpływy kobiet są znaczące – panie są tam właścicielkami i szefowymi co piątej firmy.