Krytyczni wobec Edwarda E. Nowaka prezesi obronnych spółek do dziś zarzucają prezesowi arbitralność i wygórowane aspiracje. Pamiętają mu, że przechodząc z korporacji węglowej do zbrojeniówki, podkreślał, iż nieznajomość branży obronnej może być zaletą.
Ten ponadpięćdziesięcioletni inżynier elektryk, absolwent AGH, krakowski opozycjonista, regionalny działacz gospodarczy i wreszcie dwukrotny wiceminister przemysłu i handlu, a potem (w rządzie Jerzego Buzka) wiceszef resortu gospodarki, współtwórca koncepcji specjalnych stref ekonomicznych i przedsiębiorca – jest rzeczywiście bardzo przywiązany do swojej wizji reformowania Bumaru i budowania jego potęgi. Kilkakrotnie z tego powodu iskrzyło w kontaktach z MON, teraz jest lepiej, ale relacje z najważniejszym klientem pancernego holdingu – armią, dalekie są wciąż od doskonałości.
Prezes Nowak od dawna przekonuje generałów do idei strategicznego partnerstwa, czyli dostrzegania narodowych korzyści z zamawiania uzbrojenia i sprzętu u krajowych producentów, najlepiej, rzecz jasna, w Bumarze.
Szybko ogłosił autorską wizję reformowania potężnego holdingu i teraz wprowadza swoje pomysły w życie. – Warto, by czasem otworzył się na argumenty fachowców spoza kręgu najbliższych współpracowników – radzą ludzie z branży.
Bumar buduje jednak krok po kroku zaplanowany przez Nowaka nowy ład korporacyjny, koncentruje się na tworzeniu wyspecjalizowanych dywizji produktowych „Amunicja” i „Żołnierz”, które w opinii kierownictwa holdingu mają dać nowy impuls rozwojowy, oszczędności oraz pozwolą wykorzystać efekty synergii.