[b][link=http://blog.rp.pl/romanski/2009/09/24/nie-ma-mocnych-na-bezrobocie/]skomentuj na blogu[/link][/b]
To, że w ponad 1/5 powiatów w Polsce wzrost bezrobocia w ciągu ostatniego roku przekroczył 3 pkt proc., gdy średnia dla Polski wynosi 1,7 pkt proc., to już sygnał bardzo niepokojący. A są miejsca, gdzie ów skok wyniósł nawet 7 pkt proc.! To, że w 50 powiatach liczba osób pozostających bez pracy przekroczyła 20 proc., a liczba tych, w których sytuacja jest aż taka zła wzrosła w porównaniu z ubiegłym rokiem o 20, pokazuje, że mamy problem, i to poważny. Jeśli dodamy do tego fakt, że mimo wydawania 3 – 4 mld zł rocznie na różne aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu, sytuacja w najbardziej upośledzonych pod tym względem regionach praktycznie nie uległa zmianie, zyskujemy obraz bardzo ponury.
Obecna sytuacja pokazuje, że gminy czy powiaty z jednym, dominującym pracodawcą są dziś w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Wystarczy zachwianie w firmie i bezrobocie rośnie lawinowo. Niestety, gdy wszystko jest w porządku, nikt nie myśli zapobiegawczo, bo i nie ma po co – przecież praca jest. A przecież groźny jest nie tylko kryzys, ale i losowe zdarzenia, takie jak dramatyczny pożar w Zakładach Mięsnych w Łysych, który pozbawił pracy ok. 1500 osób.
Ale jest też druga strona medalu. Patrząc na powiatowe statystyki coraz wyraźniej widać, że obecna polityka aktywizacji bezrobotnych, zwłaszcza w sytuacji kryzysowej, kompletnie się nie sprawdza. Że wydawane – w dobrej wszak wierze – na ten cel pieniądze nie przynoszą widocznych efektów. Może więc teraz jest czas, by zweryfikować system? Dać ludziom naprawdę porządne wędki, a nie tylko podsuwać nawet najbardziej wykwintne ryby...