Dlaczego nie zwraca się uwagi, że przecież PGE – jako spółka giełdowa – poddana jest rygorom przejrzystości i głosi stosowanie dobrych praktyk?
Otóż od spółek, nawet notowanych, ale z dominującym udziałem Skarbu Państwa, rynek nie oczekuje przejrzystości ani dobrych praktyk; spodziewa się jedynie polityki. Wśród takich spółek PGE wcale się nie wyróżnia in minus. Pracuje na dobrą reputację, ale przy tym odzwierciedla liczne wady państwowego władztwa. Innymi słowy: ułomności spółki wywodzą się nie z niej samej, ale z państwa, które zapomina, że na parkiecie przystoi się zachowywać dojrzale, samodzielnie.
W oświadczeniu o stosowaniu ładu korporacyjnego PGE przyznaje, że nie ma oczekiwanej przez rynek polityki płacowej, skoro poddana jest rygorom ustawy kominowej. Nie jest to wina spółki, ale nierozumnych populistów, utrzymujących w podmiotach znajdujących się pod wpływem państwa antyrynkowy reżim wynagrodzeń.
Oświadczenie przemilcza natomiast ważną kwestię niezależności członków rady nadzorczej. Dobre praktyki oczekują w radzie przynajmniej dwóch niezależnych, statut spółki wspomina o jednym. Kto nim jest, trudno ustalić: w radzie PGE zasiada sześcioro „ministerialnych” (z ministerstw Skarbu, Finansów i Gospodarki) i tylko troje „rynkowych” z wiedzą i doświadczeniem nie zza biurka, ale z gospodarki. Rada pracuje solidnie, wyłoniła z siebie cztery komitety. Ale kto przewodniczy komitetowi audytu, czyli kto skupia w sobie oba zalecane przymioty: niezależność i kwalifikacje? Nie udało mi się tego dociec. Co więcej, sądzę, że w radzie takiej osoby nie ma.
Skład organów spółki za często ulega zmianom, co nie wzbudza zaufania rynku. Nie kwestionuję zalet osób powoływanych, zgoła niespodzianie, w toku kadencji, do rady lub zarządu, ale ciekaw jestem przyczyn odwoływania innych członków rady lub zarządu w toku kadencji, równie niespodzianie. Czy stały za tym względy merytoryczne, czy tylko polityka?