PKP Cargo na program dobrowolnych odejść wydała ok. 260 mln zł. Zatrudnienie dzięki temu spadło o ok. 7 tys. osób. Każdy z pracowników dostał średnio po ok. 37,5 tys. zł.

Z programu ogłoszonego przez PKP Intercity skorzystało ok. 650 osób. Dla spółki był to koszt 16,25 mln zł – średnio po ok. 25 tys. zł na zwolnionego. PGE chce przekonać do odejścia swoich pracowników kwotą nawet 100 tys. zł, do podobnych wydatków ma się szykować Tauron. To kwoty wyjątkowo wysokie. Ale do takich wydatków spółki zmusza sytuacja. To, ile pracownik może otrzymać, zależy od sytuacji, w jakiej znajduje się spółka, jego stanowiska, zarobków czy stażu pracy.

Zwolnienia grupowe mogą być drogie, czasem – gdy w spółce obowiązuje gwarancja zatrudnienia – niemożliwe. To forma redukcji etatów akceptowalna też przez związki zawodowe. Programy dobrowolnych odejść – czasem jedyna nadzieja na zredukowanie zatrudnienia – są dla spółki jednorazową dużą inwestycją, która w ciągu roku – dwóch lat zaczyna się zwracać. To często główny element restrukturyzacji państwowych spółek, w których najczęściej zatrudnienie znacznie przekracza potrzeby.

Dla firmy to ruch gwarantujący sukces. Może nim być również dla tych pracowników, którzy mądrze skorzystają z odprawy. Firmy nie chcą płacić za odejście wyspecjalizowanych fachowcom, których brak na rynku. Często po odejściu pracownik musi się przekwalifikować, by znaleźć zatrudnienie. Na zdobycie nowych kwalifikacji, niezbędne szkolenia potrzebne są pieniądze. To w siebie pracownik powinien zainwestować. Inaczej po przejedzeniu odprawy powiększy grono bezrobotnych.