Autorom nie udało się zachować ani jedności miejsca (sceny rozstawiono od Brukseli przez Paryż i Berlin po Ateny), ani czasu, bo świat z zapartym tchem śledzi rozwój akcji już od wielu miesięcy. Piszącym kolejne sceny czołowym europejskim politykom i szefom międzynarodowych instytucji finansowych udało się tylko zawęzić treść do jednego, najważniejszego wątku, czyli dramatycznego stanu greckich finansów oraz kolejnych nieskutecznych prób jego poprawy.
Konsekwencje tych nieudolnych pisarskich wprawek odczuwamy wszyscy. Ostatnie wydarzenia w Grecji zaciążyły indeksom giełdowym na całym kontynencie. Wyprzedaż nie ominęła także walut. Inwestorzy rzucili się do kupowania bezpiecznych aktywów, a niewiele jest dziś bardziej bezpiecznych inwestycji niż frank szwajcarski. Efekt? W ciągu kilku godzin złoty osłabił się wobec tej waluty o prawie 7 gr, do niemal 3,34 zł. Późniejsze nieznaczne odreagowanie tego skoku tylko w minimalnym stopniu mogło poprawić humory 650 tysięcy Polaków, którzy swoje kredyty zaciągnęli we frankach.
Trudno też o dobre dla nich prognozy. Frank jest mocny, mimo że stopy procentowe w Szwajcarii są wciąż na rekordowo niskim poziomie. Taka sytuacja nie będzie trwać wiecznie, co dla spłacających kilkudziesięcioletni kredyt hipoteczny będzie miało znaczenie. Przewalutowanie pożyczki teraz jest jednak najgorszym możliwym rozwiązaniem. Trzeba zacisnąć zęby – spektakl o ratowaniu greckich finansów kiedyś się skończy, rynki się uspokoją, a my będziemy mogli pójść na inną sztukę.
Zanim to nastąpi, nowoczesna grecka tragedia może mieć jeszcze jeden element wspólny z wersją klasyczną. Obserwując dotychczasowy przebieg akcji, można przypuszczać, że kiedy zgasną światła, na scenie nie będzie zwycięzców, lecz sami pokonani. Do zmiany tego zakończenia potrzeba zdecydowanych działań, które pozwolą na wypracowanie – i wdrożenie – skutecznego programu ratunkowego. Jeśli to szybko nie nastąpi, ponad pół miliona Polaków nadal gorączkowo będzie śledziło doniesienia prasowe i ich wpływ na kurs franka.
Autorzy spektaklu! Publiczność jest sfrustrowana i z utęsknieniem czeka na koniec. W Atenach zaczęła już nawet rzucać w stronę sceny koktajlami Mołotowa. Nie warto czekać na wybuch w innych teatrach.