Wypoczywali, dużo jeździli, kupowali, stąd duże zwyżki zakupów paliw i żywności. Niestety, dynamika sprzedaży sprzętu AGD czy mebli spadła, a to już nie nastraja optymistycznie. Polacy biednieją, ale i robią się coraz ostrożniejsi w wydatkach. Bezrobocie ciągle utrzymuje się na wysokim, blisko  12-proc., poziomie, pensje nie rosną  w takim tempie, aby zrekompensować nam wysoką inflację i słabego złotego,  a coraz wyższe raty kredytów w przypadku osób, które kupiły mieszkania czy domy, korzystając z pożyczek walutowych, dodatkowo uszczuplają portfele Polaków.

 

A przecież to, co się dzieje w Polsce, to tylko odprysk kryzysu, na progu którego stoją Europa i Stany Zjednoczone. A my nie jesteśmy wszak obojętni na informacje docierające ze świata – recesja w globalnej gospodarce, potężny kryzys w strefie euro, spadki na światowych giełdach, które nie omijają także naszego rynku – wszystko skłania raczej do ostrożności w wydawaniu pieniędzy. A skoro ograniczymy nasze wydatki, dynamika konsumpcji znacznie się osłabi, co nie wróży dobrze rozwojowi naszej gospodarki.

Rację ma oczywiście premier, który jeżdżąc po Polsce swoim wyborczym busem, przekonuje Polaków, że jeśli będzie w nich power, to pokonamy kryzys. Pytanie tylko, co ma tę siłę wskrzesić, słowa to trochę za mało. Wątpię, czy rodacy okażą się bezinteresownymi patriotami i wydadzą ostatnią złotówkę tylko po to, aby premier był z nich dumny.