Bo włoski producent samochodów, mimo że jego polska fabryka ma najlepsze wskaźniki kosztowe, po raz kolejny wbrew ekonomicznym argumentom wybiera ręczne, polityczne sterowanie. Nie zainwestował w Tychach w linię produkcyjną nowej generacji pandy, bo wybrano włoskie Pomigliano D’Arco. A teraz, znów nie licząc kosztów, konsekwentnie realizuje swój program „Fabbrica Italia”. Chyba teraz już nikt nie wątpi w to, że mimo iż nie jesteśmy w strefie euro, będziemy również ofiarą jej problemów.
Zawsze chętnie uciekamy do państwa – wyciągając ręce o pomoc. Ale czy państwo polskie może coś zrobić, by zatrzymać wzrost nacjonalizmu w centrali prywatnego włoskiego koncernu Fiat w Turynie? Zakładów przemysłowych nie da się zrepolonizować. Nie da się ich udomowić i nakazać produkcji polskich aut. Epoki warszawy czy koncepcyjnego beskida nie da się administracyjnie wskrzesić. W zasadzie jedyne, co możemy zrobić, i to we własnym przemysłowym interesie, to zmniejszyć napływ używanych aut, by Polacy chętniej kupowali auta nowe. Zresztą bezskutecznie producenci aut w Polsce zabiegają o to od lat.
Skutecznie regulować można zaś jedynie banki, które mają automatyczny wpływ na kondycję firm ze wszystkich branż przemysłowych. Zagraniczne matki nie mogą wstrzymać udzielania kredytów wiarygodnym firmom w Polsce. A teraz kryzysowych pretekstów – zaczynając od groźby cięcia ratingów – będą miały coraz więcej.