Minęły święta i pora się przyjrzeć, jakie kto dostał prezenty. Największy i dość niespodziewany podarunek otrzymały europejskie banki. Europejski Bank Centralny pożyczył bankom strefy euro rekordową kwotę 489 mld euro (brutto ze względu na zapadalność poprzednich pożyczek; netto jest to ok. 200 mld euro) na trzy lata oraz 63 mld euro na maksimum trzy miesiące.
Jest to druga taka operacja EBC od czerwca 2009 r. Wtedy jednak kwota była nieco mniejsza (442 mld euro) i tylko na rok. Formalnie nie jest to drukowanie pieniądza i EBC nie musi tej kwoty dopisywać księgowo do swojego bilansu, bo została pożyczona pod zastaw obligacji. Oczywiście wolno przypuszczać, że obligacje te nie sprzedałyby się dobrze na rynku. Bo gdyby można było uzyskać za nie dobrą cenę, banki borykające się z płynnością zapewne wolałyby je spieniężyć.
Różnica między pożyczaniem bankom a bezpośrednim skupem obligacji przez EBC polega głównie na tym, że pożyczać „bardziej wolno". Poza tym odmienny jest kierunek pomocy. Przy pożyczaniu korzyść odnoszą najpierw banki, a państwa zarabiają dopiero później dzięki temu, że ceny obligacji rosną, czyli spada ich rentowność.
Do grona obdarowanych spokojnie możemy jednak zaliczyć i jednych, i drugich. A ponieważ na liście dziesięciu banków znajdujących się w najgorszej sytuacji (wymagających największego dokapitalizowania) są trzy włoskie, po dwa niemieckie i hiszpańskie, po jednym portugalskim, francuskim i belgijskim, przyjąć możemy, że Święty Mikołaj napełniał skarpety przede wszystkim w tych krajach.
Z kolei rózgi zamiast prezentów dostali Węgrzy i Ukraińcy. Węgrom agencja Standard & Poor's obniżyła rating (przypomnijmy, że poprzednio zrobił to Moody's). Natomiast Ukraina robi wszystko, aby obniżyć sobie rating polityczny. Wysiłki te są na tyle skuteczne, że szczyt Unia Europejska – Ukraina, który odbył się 19 grudnia w Kijowie, nie zakończył się podpisaniem umowy stowarzyszeniowej. Wiele wskazuje na to, że Ukraina konsekwentnie oddala się od wspólnej Europy.