Choć uzgodnienie planu rocznego nie jest aż taką ekwilibrystyką jak wypracowanie tzw. wieloletnich ram finansowych na kolejne siedem lat, to nie ma co ukrywać, że jest to zadanie niełatwe (szczególnie w okresie kryzysu). Komisja jest w kropce. Z jednej strony rządy – szczególnie tzw. płatników netto – wzywają do oszczędności. Z drugiej – do Brukseli spływa coraz więcej faktur za inwestycje dotowane przez Unię w okresie 2007 – 2013. Do tego nie tylko sama Europa, ale cały świat życzyłby sobie, aby Unia wreszcie gospodarczo przyspieszyła.

Co więc robi Komisja? Stara się wszystkich zadowolić. – Budżet UE kładzie nacisk na inwestycje, dzięki czemu działa jako pakiet antykryzysowy – słyszymy od Janusza Lewandowskiego komisarza UE ds. budżetu. Jednocześnie KE wskazuje, że jej projekt zakłada oszczędności i wzrost efektywności wydatków. Ponadto w projekcie zamrożono też przyszłe wydatki i wzrost budżetu administracyjnego samej KE poniżej poziomu inflacji, przy jednoczesnej redukcji personelu o 1 proc. Ma to być pierwszy krok w kierunku obniżenia jego liczebności o 5 proc. w ciągu pięciu lat.

KE zapewnia też że zmniejszono pozycje dotyczące programów nie wykazujących namacalnej skuteczności, a oszczędności mają szukać wszystkie unijne agencje. I choć z propozycji Komisji zadowolonych jest niewielu (kraje płatnicy netto już krytykują wzrost płatności o 6,8 proc.), to przynajmniej Bruksela może się bronić, że zaczyna oszczędzać na sobie, walcząc jednocześnie o nakłady na nieodzowną już we wszystkim innowacyjność. Żeby tylko ktoś w Brukseli kiedyś ją jasno opisał...