To 44-letni minister finansów Szwecji, od 6 lat kierujący swoim resortem, a od 20 lat w pobliżu różnych rządów jako doradca premierów, banku centralnego, czy główny ekonomista jednej z czołowych partii (kto jest głównym ekonomistą Platformy Obywatelskiej?). Borg wyróżnia się zgrabnym kucykiem na głowie, przyznaje, że palił marihuanę w młodości i był wówczas libertarianinem. A także tym, że Szwecja, to jeden z nielicznych wysokorozwiniętych krajów europejskich, który przez kryzys przechodzi w miarę gładko, i w którym nie doszło w czasie ostatnich wyborów do politycznego trzęsienia ziemi.
Kiedy czekam na wyniki wyborów we Francji i Grecji, czytam niedawne wystąpienie Andersa Borga w Instytucie Petersona w Waszyngtonie. Historia szwedzkich reform ostatnich dwóch dekad jest w miarę dobrze znana. Mimo to warto dowiedzieć się, co zdaniem jednego z ich architektów, było szczególnie istotne.
Borg mówi tak:
Reformy strukturalne sprzyjające wzrostowi gospodarczemu są równie ważne jak reformy fiskalne. Te reformy zmierzały w jednym kierunku – zwiększenia konkurencyjności gospodarki poprzez deregulację. Dziś Szwecja ma bardziej zderegulowany rynek niż USA. Uwolniono zwłaszcza handel detaliczny i przemysł spożywczy, ale także transport, komunikację, finanse, energetykę.
Do przeprowadzenia reform potrzebne jest szerokie poparcie społeczne. Zdaniem Borga 75-80 procent członków parlamentu różniąc się w szczegółach popierało racjonalną politykę fiskalną. Z kolei dziś – twierdzi Borg - 80-90 procent wyborców popiera zasadę zrównoważonego budżetu. Także wyborców opozycyjnej partii socjaldemokratycznej.