O czym mowa? O wykształceniu Scotta Thompsona, prezesa Yahoo, jednego z najstarszych na świecie globalnych portali internetowych. Temat wykopał Daniel Loeb z funduszu Third Point i przez umiejętne nagłaśnianie doprowadził do kryzysu wizerunkowego w Yahoo.
Third Point żąda odejścia Scotta Thompsona ze stanowiska. Jeśliby tak się stało, byłaby to kolejna w ostatnich miesiącach zmiana w fotelu prezesa. Thompson jest szefem Yahoo od stycznia tego roku. Jego poprzednik i jednocześnie jeden z założycieli portalu podał się do dymisji po pięciu miesiącach kierowania firmą. Stanowisko objął po zwolnieniu z pracy Carol Bartz. Ta zaś o tym, że nie jest szefem, dowiedziała się podczas rozmowy telefonicznej.
Yahoo od dłuższego czasu ma kłopoty związane z traceniem pozycji rynkowej. Problem podgrzany przez Third Point tylko je pogłębia. Część obserwatorów sądzi, że fundusz i Daniel Loeb mają w tym swój cel. Chcą, jako duży akcjonariusz (kontroluje ponad 5 proc. akcji spółki), wprowadzić swoich ludzi do władz firmy. Wcześniej Third Point walnie przyczynił się do odejścia poprzedniego prezesa, czyli Jerry Yanga.
Obserwując od lat realia polskiej giełdy i spółek publicznych, jestem przekonany, że takie działania zaczepne na naszym rynku byłyby z góry skazane na niepowodzenie. Media zapewne podchwyciłyby sprawę, ale zainteresowanie byłoby umiarkowane. Temat żyłby kilka dni i umarłby śmiercią naturalną, po tym gdy spółka, a być może sam zainteresowany wyjaśniliby, że wszystkiemu jest winna oczywista pomyłka pisarska popełniona kilka, kilkanaście czy może nawet kilkadziesiąt lat wcześniej.
Oczywistymi pomyłkami pisarskimi wytłumaczyć można bowiem u nas niemal wszystko. A jeśli się nie da, to zawsze można powiedzieć, że to do tej pory nie była istotna informacja.