Ochronka dla wielkich banków

Unia bankowa odpowiada wielkim bankom i ich nadzorcom macierzystym, ale może stanowić kolejną próbę ubezwłasnowolnienia lokalnych nadzorów ich zagranicznych spółek zależnych

Publikacja: 18.07.2012 02:37

Ochronka dla wielkich banków

Foto: Fotorzepa, pn Piotr Nowak

Red

Cios, który zepchnął strefę euro w trudny do rozwiązania kryzys, nadszedł z zupełnie nieoczekiwanej strony. Zadał go Europie brak wyobraźni wielkich uniwersalnych banków, w których wcześniej pokładano nadzieje, że ich transgraniczna działalność będzie jednym z głównych czynników integracji europejskiej.

Tymczasem to właśnie transgraniczne pożyczki wielkich europejskich banków przyniosły w części krajów strefy euro niestabilne boomy kredytowe, których załamanie spowodowało w Europie recesję, kryzysy fiskalne i konieczność ratowania samych banków. Niestety, europejscy politycy chcą stworzyć unię bankową, pozostawiając wielkie banki w takim kształcie, w jakim stał się on przyczyną obecnego kryzysu.

Zbyt duże, by upaść, przetrwają

Dzisiaj europejscy bankowcy przedstawiają się jako ofiary swych amerykańskich kolegów, od których kupili obligacje CDO, a te – pomimo wysokich ratingów – przyniosły ogromne straty. Rzeczywiście tak było, ale warto także przypomnieć, że europejskie banki brały pośrednio udział w emisji CDO. Jak to możliwe? Bardzo prosto. CDO były emitowane przez fundusze sekurytyzacyjne zakładane przez amerykańskie banki, ale finansowały swą działalność, sprzedając krótkoterminowe papiery dłużne. Kto je kupował? Głównie europejskie banki, które brały na to pieniądze, zaciągając pożyczki na amerykańskim rynku pieniężnym. Tekst, który to opisuje, autorstwa Hyun Song Shina, profesora Uniwersytetu Harwarda, ma znamienny tytuł „Nadmiar banków", ponieważ szukały one możliwości zarabiania w tak doskonale społecznie bezużyteczny sposób.

Europejscy bankowcy przedstawiają się jako ofiary amerykańskich kolegów, od których kupili obligacje CDO, a te pomimo wysokich ratingów przyniosły ogromne straty

Cała ta historia przypomina, że współczesne wielkie banki to nie całkiem takie, jakie znamy z podręczników, które zajmują się pożyczaniem przedsiębiorcom składanych w nich przez nas oszczędności. Wielkie międzynarodowe banki to dzisiaj głównie maszyny do osiągania dochodów z prowizji, do czego służy przede wszystkim bankowość inwestycyjna, a więc między innymi przeprowadzanie na masową skalę krótkoterminowych transakcji na rynkach finansowych. Kredytowanie przedsiębiorstw już dawno zeszło na drugi plan. Poza Wielką Brytanią europejscy politycy nie mają jednak zamiaru podzielić wielkich uniwersalnych banków na komercyjne i inwestycyjne, by podatnik ratował w razie potrzeby tylko te pierwsze.

Jedną z konsekwencji utworzenia unii bankowej w jej proponowanym kształcie będzie to, że wielkie europejskie banki przetrwają w ich obecnej postaci. Co więcej, gdy kryzys się skończy, zapewne powróci tendencja do rozszerzania skali ich działalności.

Zauważmy, że o wielkich bankach mówi się nie tylko, iż są zbyt duże, by upaść (TBTF; too big to fail), ale także że są systemowo ważne (SIFI – systemic important financial instutions), co już samo przez się sugeruje, że trzeba je chronić. Takie podejście jest wprawdzie wygodne dla polityków, ale krótkowzroczne. Nie bierze pod uwagę, że uporządkowany upadek wielkich międzynarodowych banków to – przynajmniej na razie – coś z pogranicza science fiction i myślenia życzeniowego. Uporządkowane upadki są w praktyce możliwe tylko w przypadku relatywnie małych banków, o czym mówią wieloletnie doświadczenia amerykańskiego odpowiednika naszego BFG (FDIC; Federal Deposit Insurance Corporation). A niemożność uporządkowanego upadku wielkich międzynarodowych banków to prędzej lub później koszty dla podatników.

Wygoda dla wielu

Utworzenie unii bankowej stwarza wygodną sytuację dla wielu, w tym europejskich polityków

Szkoda wprawdzie, że unia bankowa będzie ochronką dla tyranozaurów, ale z punktu widzenia strefy euro utworzenie jej ma racjonalne przesłanki. Mogłoby to zapoczątkować tworzenie mechanizmu transferów fiskalnych, którego uruchomienie chroniłoby strefę euro przed ogólnym kryzysem bankowym. Co więcej, utworzenie unii bankowej stwarza wygodną sytuację dla wielu: dla europejskich polityków, dla wielkich europejskich banków i dla ich nadzorów w krajach macierzystych.

Wygoda dla polityków polega na tym, że unikną problemów z podziałem branży bankowej, której siła lobbingu jest powszechnie znana. A na dodatek będą mogli powiedzieć wyborcom, że oto chronią narodowych championów, skoro w razie potrzeby będą wspierani pieniędzmi podatników z innych krajów.

Wielkim uniwersalnym bankom podoba się, rzecz jasna, że będzie się je chronić, a nie dzielić na część komercyjną i inwestycyjną. Na dodatek, jeśli nowy nadzór będzie dotyczył grup kapitałowych, a nie pojedynczych banków, to międzynarodowe grupy kapitałowe będą mogły ponownie domagać się naturalnej – z ich punktu widzenia – koncentracji zarządzania płynnością i kapitałem na szczeblu grupy. Będą mogły ponownie wrócić do swej ulubionej argumentacji, że wszelkie administracyjne – jak mówią – bariery będą przeszkadzać we wdrażaniu innowacji finansowych oraz w optymalnej alokacji zasobów, jakkolwiek zabawnie by to brzmiało w świetle doświadczeń obecnego kryzysu. Banki będą mogły powrócić do swojego ukochanego postulatu, lansowanego także przez Komisję Europejską, że potrzebna jest maksymalna harmonizacja instrumentów nadzorczych, by pożyczkobiorcy byli traktowani tak samo na całym wspólnym europejskim rynku. Banki nie będą mówić, że tak naprawdę chodzi im o ubezwłasnowolnienie lokalnych nadzorów ich spółek zależnych, by nie przysparzały bankom nadmiernych (w ich ocenie) kosztów.

Nadzorcy z krajów macierzystych central banków też będą zadowoleni, ponieważ grupom kapitałowym łatwiej jest spełniać wymogi nadzorcze. Niedobory w jednych bankach grupy będą kompensowane nadwyżkami w innych. Może to maskować słabości części banków grupy, ponieważ formalne wymogi nadzorcze będą spełnione. Nadzorcy z krajów macierzystych chcą ujednolicenia procedur i systemów sprawozdawczości w ramach grupy. Daje im to bowiem poczucie (a często iluzję) lepszej kontroli nad tym, co dzieje się w spółkach zależnych, zwłaszcza gdy są one w krajach, w których wiedza o bankowości może być – w ich mniemaniu – niedostateczna.

Wspólny problem naszej części Europy

Nawet jeśli unia bankowa lub jej elementy (wspólny nadzór) ograniczą się do strefy euro, to konieczne zmiany prawne nie pozostaną bez wpływu na nas. Wraz z powstaniem i umacnianiem się siły międzynarodowych grup kapitałowych umacniała się w Unii Europejskiej tendencja, by decydujący wpływ na funkcjo-

nowanie zagranicznych spółek zależnych międzynarodowych banków miały nadzory macierzyste grup kapitałowych. Ponieważ groziło to zbyt dużym osłabieniem znaczenia nadzorów lokalnych, Polska była za tym, by powstały silne instytucje nadzorcze na poziomie europejskim, stanowiące przeciwwagę dla nadzorów macierzystych wielkich grup kapitałowych. Problem w tym,

że europejskie instytucje nadzorcze powstały, ale nie stały się, na razie, przeciwwagą dla nadzorów macierzystych. Najważniejszym zatem problemem, z naszego punktu widzenia, jest to, by w przyszłej unii bankowej przynajmniej utrzymał się dotychczasowy zakres autonomii lokalnych nadzorów. I nie chodzi tu, rzecz jasna, tylko o nadzór mikroostrożnościowy. Chodzi przede wszystkim o możliwość prowadzenia autonomicznej polityki makroostrożnościowej, by móc w razie potrzeby stabilizować tempo wzrostu akcji kredytowej i chronić gospodarkę przed destabilizującym oddziaływaniem przepływów kapitałowych w formie krótkoterminowych pożyczek międzybankowych.

I nie jest to tylko nasz problem, lecz także pozostałych krajów naszego regionu, w których systemy bankowe również tworzą w dominującej mierze spółki zależne wielkich europejskich banków. Inne kraje naszego regionu również potrzebują autonomii polityki nadzorczej, zwłaszcza że – poza Czechami i Słowacją – nadal odczuwają na sobie skutki wcześniejszego lekkomyślnego finansowania przez banki matki boomów kredytowych w ich gospodarkach.

Bardzo dobrze się stało, że Europejska Rada Ryzyka Systemowego zaleciła utworzenie w każdym kraju Unii Europejskiej instytucji, które miałyby prowadzić autonomiczną politykę makroostrożnościową. Teraz jednak Europa powinna tak zaprojektować unię bankową, by było to możliwe także w krajach naszego regionu.

Obaj autorzy są wykładowcami w SGH i pracownikami Instytutu Ekonomicznego NBP. Andrzej Sławiński jest  dyrektorem IE NBP, wcześniej był członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Tekst wyraża wyłącznie ich własne opinie

Cios, który zepchnął strefę euro w trudny do rozwiązania kryzys, nadszedł z zupełnie nieoczekiwanej strony. Zadał go Europie brak wyobraźni wielkich uniwersalnych banków, w których wcześniej pokładano nadzieje, że ich transgraniczna działalność będzie jednym z głównych czynników integracji europejskiej.

Tymczasem to właśnie transgraniczne pożyczki wielkich europejskich banków przyniosły w części krajów strefy euro niestabilne boomy kredytowe, których załamanie spowodowało w Europie recesję, kryzysy fiskalne i konieczność ratowania samych banków. Niestety, europejscy politycy chcą stworzyć unię bankową, pozostawiając wielkie banki w takim kształcie, w jakim stał się on przyczyną obecnego kryzysu.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację