Niech polecą głowy!

Kryzysy najczęściej rodzą się w głowach ludzi – powiedział niedawno na łamach „Rz" pewien znany socjolog. Nie śmiem odmawiać profesorowi racji, tym bardziej, że to ugruntowana w naukach społecznych teza. Niestety, niewiele z niej wynika

Publikacja: 07.12.2012 15:28

Niech polecą głowy!

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Argumentacja sprowadza się do tego, że gdy ludzie widzą swoją przyszłość w ciemnych barwach, to zwiększają oszczędności, a ograniczają wydatki. Firmy są zmuszone do zmniejszenia produkcji, a w dalszej kolejności zatrudnienia. W ten sposób ziszczają się obawy, które początkowo mogły nie być uzasadnione. Ostatecznie – jak zauważył Franklin Delano Roosevelt - jedynym, czego powinniśmy się obawiać, są nasze obawy.

Ekonomiści, za Johnem Keynesem, mówią w tym kontekście o „zwierzęcych instynktach" jako sile wyjaśniającej występowanie cyklu koniunkturalnego. Dekoniunktura to nic innego, jak samonapędzająca się spirala pesymizmu. Jak ją przerwać?

Cytowany na wstępie socjolog sugeruje, że media, politycy i ekonomiści powinni po prostu przestać tę spiralę nakręcać, czyli przestać ludzi straszyć. Znów, trudno tę receptę odrzucić, ale jeszcze trudniej ją zastosować. W praktyce bowiem byłoby to zaklinanie rzeczywistości.

Nawet jeśli spirale pesymizmu to nic innego, jak społeczne histerie, nie znaczy to, że nie mają żadnych podstaw. Na ogół zapoczątkowują je jakieś zdarzenia, a media, politycy i ekonomiści nie mogą tych przyczyn przemilczeć. Mogą komentować je w uspokajającym tonie, ale granica między takim dodawaniem otuchy a propagandą sukcesu i stosowanym na masową skalę białym kłamstwem jest cienka.

Dlatego w praktyce ekonomiści rekomendują inną metodę przerywania spirali pesymizmu: neutralizację faktów, które ją napędzają. Proponują na przykład, aby rządy zrekompensowały własną rozrzutnością spowodowany strachem spadek wydatków sektora prywatnego. Albo przekonują, że banki centralne powinny ciąć stopy procentowe, aby zniechęcić ludzi i firmy do oszczędzania, a zachęcić do pożyczania i wydawania. Argument, że oszczędność nie jest wadą, tylko cnotą, a odłożone pieniądze trafiają do banków i funduszy, stając się podstawą inwestycji, zbywają ostrzeżeniem, że taka transformacja oszczędności w inwestycje zbyt długo trwa.

Remedia te, jak się jednak okazuje, nie zawsze działają, czego doświadczają właśnie USA.

Gdy obawy o przyszłość są silne, ludzie wcale nie palą się do zaciągania kredytów, nawet jeśli niewiele ich to kosztuje. A próby nakłonienia ich do tego ostrym cięciem stóp procentowych mogą mieć skutki odwrotne do zamierzonych. Reagując na spowolnienie gospodarcze banki centralne potwierdzają bowiem, że faktycznie istnieją powody do obaw. Pozostają więc zwiększone wydatki rządów, ale i one mogą tylko potęgować niepokój: tym razem o wzrost podatków w przyszłości. Te mechanizmy są potwierdzeniem teorii „zwierzęcych instynktów", ale jej zwolennicy lubią o nich zapominać.

Teoria „zwierzęcych instynktów" zgrabnie wyjaśnia występowanie cyklu koniunkturalnego, ale nie ułatwia jego wygładzania. Wręcz przeciwnie. Jeśli za kryzysy odpowiadają nieprzewidywalne i z natury rzeczy zmienne ludzkie emocje, to żadne proste remedia nie istnieją. Kryzysy są bowiem zjawiskami tak złożonymi, jak skomplikowanymi istotami są ludzie. Czyżby nie dało się im zapobiec inaczej, niż pozbawiając ludzi głów, w których się one rodzą?

Argumentacja sprowadza się do tego, że gdy ludzie widzą swoją przyszłość w ciemnych barwach, to zwiększają oszczędności, a ograniczają wydatki. Firmy są zmuszone do zmniejszenia produkcji, a w dalszej kolejności zatrudnienia. W ten sposób ziszczają się obawy, które początkowo mogły nie być uzasadnione. Ostatecznie – jak zauważył Franklin Delano Roosevelt - jedynym, czego powinniśmy się obawiać, są nasze obawy.

Ekonomiści, za Johnem Keynesem, mówią w tym kontekście o „zwierzęcych instynktach" jako sile wyjaśniającej występowanie cyklu koniunkturalnego. Dekoniunktura to nic innego, jak samonapędzająca się spirala pesymizmu. Jak ją przerwać?

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację