W tym tygodniu unijni ministrowie finansów uzgodnili pierwszą część Europejskiej unii bankowej, postrzeganej przez wielu jako narzędzie które wreszcie umożliwi naprawę obarczonej problemami wspólnej waluty. Od 2014 r. EBC przejmie nadzór nad około dwustoma systemowo ważnymi bankami w strefie euro, zdefiniowane, jako banki mające aktywa o wartości przynajmniej €30 miliardów lub równe 20% PKB ich państwa.
Porozumienie w tej sprawie jest niewątpliwie mile widziane, zwłaszcza, że poprzez proponowany system podwójnego głosowania w Europejskim Urzędzie Nadzoru Bankowego (osobne głosowania dla krajów strefy euro i tych poza), znika ryzyko regulacji bankowej w całej unii będącej zdominowanej przez tych pierwszych. Ten klarowny podział pomiędzy zasadami wspólnego rynku a strefą euro jest niezbędny, aby uspokoić państwa członkowskie, które wykluczyły wstąpienie do strefy euro w niedalekiej przyszłości - nie tylko Wielką Brytanię, ale także Szwecję i Danię.
Niemniej jednak, nadal pozostaje wielka niepewność jeśli chodzi o "Mur Chiński ", który ma oddzielać nowe funkcje nadzorcze EBC od jego głównej odpowiedzialności w zakresie polityki pieniężnej. W szczególności w Niemczech istnieją obawy, że dojdzie do konfliktu interesów; mianowicie, że bank będzie prowadził luźną politykę pieniężną by utrzymać na powierzchni banki znajdujące się w stanie krytycznym. "Bardziej żaluzje francuskie niż Mur Chiński" jak ujęła to nasza niemiecka organizacja bratnia,Open Europe Berlin.
Ponadto, dogadanie się w kwestii nadzoru bankowego było względnie łatwe, podczas gdy uzyskanie zgody w ramach drugiej części unii bankowej w skład której wchodzą kwestie takie jak wspólny fundusz restrukturyzacji i likwidacji banków, oraz wspólny system gwarancji depozytów, okaże się o wiele trudniejsze. Według naszych szacunków, w sytuacji w której aktywa bankowe w całej unii w 2012 sięgają 366% unijnego PKB, wspólny fundusz restrukturyzacji i likwidacji banków musiałby dysponować co najmniej € 500 milardami by mieć wiarygodność , a system gwarancji depozytów musiałby dysponować € 114 milardami, z czego €96 milardów dla strefy euro. Większość tych pieniędzy będzie musiała być wyłożona z góry, (a nie w formie gwarancji kredytowych), i co najważniejsze, oba programy będą musiały mieć bezpośredni dostęp do linii kredytowej EBC lub skarbów państw, aby w razie kryzysu odblokować dodatkowe fundusze. Pomijając praktyczny problem z zgromadzeniem takiej ilości pieniędzy, takie posunięcie wymagałoby też zmiany statutu EBC oraz unijnych traktatów.
Jakie to ma znaczenie dla Polski? Cóż, od 2008 r., państwa unijne oferowały europejskiemu sektorowi bankowemu w sumie około € 4,7 bilionów w formie gwarancji kapitałowych, płynności oraz różnych środkach pomocy związanej z kłopotliwymi aktywami. Według przykładowego scenariusza wydarzeń, w którym zakłada się istnienie takiego funduszu restrukturyzacji i likwidacji banków w czasie kryzysu (zakładając,iż kraje otrzymujące pomoc nie partycypują), państwo polskie musiałby wyłożyć ponad €200 miliardów, czyli 74% PKB, podczas gdy w rzeczywistości wyłożyło zaledwie €9 miliardów.