Aleksandrowicz: LOT nie poleci

Rząd zapyta Brukseli, czy może pomóc LOT-owi. Wolałbym, żeby zapytał polskich podatników

Publikacja: 16.12.2012 11:06

Aleksandrowicz: LOT nie poleci

Foto: ROL

Albert Einstein tak zdefiniował szaleństwo: stale powtarzać to samo działanie oczekując  innych rezultatów. Dokładnie tak jest z rządem, który po raz kolejny zamierza ratować LOT. Tyle, że tym razem stawka jest wyjątkowo  wysoka - 1,5 mld złotych pomocy publicznej, czyli po 40 zł na  obywatela, wliczając w to niedożywione dzieci, bezrobotnych i bezdomnych.

Jeśli dojdzie do tego, a rząd ma podjąć decyzję we wtorek, przy czym minister skarbu i minister infrastruktury popierają plany ratunkowe, będzie to jeden z  większych skandali  w tej kadencji administracji Donalda Tuska. Od lat wiadomo, że w dłuższym terminie jedyną szansą dla małych linii lotniczych jest ich sprzedaż i włączenie w struktury gigantów. Zdaniem niektórych ekspertów  w Europie za  kilkanaście lat będzie pięć linii lotniczych: British Airways/Iberia,  Air France/ KLM, Lufthansa, Ryanair i easyJet.  Pompowanie w LOT publicznych pieniędzy to zawracanie kijem Wisły.

Wbrew temu, co można usłyszeć, problemy europejskich linii lotniczych nie są efektem kryzysu, tylko normalnego procesu rynkowego, a fuzje i przejęcia  -  objawem poszukiwań ekonomii skali. Właśnie teraz, kiedy zatroskani politycy opowiadają z przejęciem, że wszystkie firmy lotnicze maja kłopoty, IATA ogłosiła najnowszą prognozę na ten i przyszły rok. Linie europejskie, najsłabszy światowego segment rynku lotniczego, wyjdą na zero, choć jeszcze pół roku temu prognozowano ponad miliard dolarów straty. Okazało się, że restrukturyzacje przynoszą efekt, a III kwartał był lepszy niż rok temu.

Na przykład nieduży Finnair  po 9 miesiącach ma już tym roku prawie 40 mln euro zysku operacyjnego, a w zeszłym miał 30 mln straty. Ma też zysk netto, dzięki unikatowej strategii wykorzystującej fakt, że najkrótsza droga lotnicza  z Europy do Azji prowadzi przez Finlandię. Różnica między LOT-em a Finnair polega na tym, że Finowie mają już 77 połączeń tygodniowo z Azją, a LOT ma problem z ustanowieniem choć jednego. Perypetie z trasą do Pekinu ( bo zapomniano załatwić prawa przelotu nad Syberią) i Hanoi (które zamknięto w kilka miesięcy po otwarciu, bo nikt nie zrobił porządnego rozpoznania rynku) są kabaretowe.

Nie jest też prawdą, że upadłość LOT-u odetnie Polaków od podróży lotniczych. Można być pewnym, że Lufthansa, Ryanair i inne linie, błyskawicznie wypełnią lukę na rynku, zatrudniając  tylu polskich pilotów i stewardess ile trzeba.  Upadłość jest tak samo naturalna na rynku jak powstawanie firm. Majątek upadłego jest wykorzystywany, jeśli to się opłaca, ludzie stopniowo znajdują pracę.

Einstein powiedział też: nie możemy rozwiązać naszych problemów stosując ten sam sposób myślenia, który do nich doprowadził. Państwowy właściciel okazał się fatalnym zarządcą, nic nie dało kilkanaście zmian prezesa i powoływanie upstrzonych prawnikami  i finansistami rad nadzorczych. Obecna rada okazała  się równie nieskuteczna w nadzorze jak poprzednie. Oczywiście, szkoda LOT-u, ale jeszcze bardziej szkoda pieniędzy.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Pytam kandydatów na prezydenta: które ustawy podpiszecie? Czas na konkrety
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Opinie Ekonomiczne
Żeby się chciało pracować, tak jak się nie chce
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne