Albert Einstein tak zdefiniował szaleństwo: stale powtarzać to samo działanie oczekując innych rezultatów. Dokładnie tak jest z rządem, który po raz kolejny zamierza ratować LOT. Tyle, że tym razem stawka jest wyjątkowo wysoka - 1,5 mld złotych pomocy publicznej, czyli po 40 zł na obywatela, wliczając w to niedożywione dzieci, bezrobotnych i bezdomnych.
Jeśli dojdzie do tego, a rząd ma podjąć decyzję we wtorek, przy czym minister skarbu i minister infrastruktury popierają plany ratunkowe, będzie to jeden z większych skandali w tej kadencji administracji Donalda Tuska. Od lat wiadomo, że w dłuższym terminie jedyną szansą dla małych linii lotniczych jest ich sprzedaż i włączenie w struktury gigantów. Zdaniem niektórych ekspertów w Europie za kilkanaście lat będzie pięć linii lotniczych: British Airways/Iberia, Air France/ KLM, Lufthansa, Ryanair i easyJet. Pompowanie w LOT publicznych pieniędzy to zawracanie kijem Wisły.
Wbrew temu, co można usłyszeć, problemy europejskich linii lotniczych nie są efektem kryzysu, tylko normalnego procesu rynkowego, a fuzje i przejęcia - objawem poszukiwań ekonomii skali. Właśnie teraz, kiedy zatroskani politycy opowiadają z przejęciem, że wszystkie firmy lotnicze maja kłopoty, IATA ogłosiła najnowszą prognozę na ten i przyszły rok. Linie europejskie, najsłabszy światowego segment rynku lotniczego, wyjdą na zero, choć jeszcze pół roku temu prognozowano ponad miliard dolarów straty. Okazało się, że restrukturyzacje przynoszą efekt, a III kwartał był lepszy niż rok temu.
Na przykład nieduży Finnair po 9 miesiącach ma już tym roku prawie 40 mln euro zysku operacyjnego, a w zeszłym miał 30 mln straty. Ma też zysk netto, dzięki unikatowej strategii wykorzystującej fakt, że najkrótsza droga lotnicza z Europy do Azji prowadzi przez Finlandię. Różnica między LOT-em a Finnair polega na tym, że Finowie mają już 77 połączeń tygodniowo z Azją, a LOT ma problem z ustanowieniem choć jednego. Perypetie z trasą do Pekinu ( bo zapomniano załatwić prawa przelotu nad Syberią) i Hanoi (które zamknięto w kilka miesięcy po otwarciu, bo nikt nie zrobił porządnego rozpoznania rynku) są kabaretowe.
Nie jest też prawdą, że upadłość LOT-u odetnie Polaków od podróży lotniczych. Można być pewnym, że Lufthansa, Ryanair i inne linie, błyskawicznie wypełnią lukę na rynku, zatrudniając tylu polskich pilotów i stewardess ile trzeba. Upadłość jest tak samo naturalna na rynku jak powstawanie firm. Majątek upadłego jest wykorzystywany, jeśli to się opłaca, ludzie stopniowo znajdują pracę.