Z drugiej strony mamy wydawców, którzy narzekają na horrendalnie wysokie koszty. Nic dziwnego. Sam udział kolportażu w koszcie wytworzenia jednego egzemplarza gazety to średnio aż 30–40 proc. Poza tym nie da się dokładnie sprawdzić, gdzie konsument kupi tytuł. Efekt? Nadprodukcja papierowych gazet, irytacja wydawców i niezadowolenie czytelników.

Ciężko znaleźć receptę na ten problem. Niektórzy twierdzą, że jej nie ma, a śmierć papierowych wydań to tylko kwestia czasu. Inni zaciekle bronią papieru, przekonując, że nic nie zastąpi szelestu gazety przeglądanej przy porannej kawie. Jak rozwinie się sytuacja – przekonamy się za kilka lat. Jedno jest pewne: rynek nie zna sentymentów. Dlatego koszty trzeba ciąć.

Idąc tym tropem szwedzcy wydawcy zapoczątkowali ciekawy projekt: gazety na żądanie. Właśnie zaczynają testować automaty drukujące prasę na życzenie czytelnika. Pierwszy taki punkt stanął już w sztokholmskim centrum handlowym, a wkrótce pojawią się kolejne – m.in. na lotniskach, w hotelach czy sklepach spożywczych. W ofercie takich maszyn jest już 200 tytułów. Pomysłodawcy liczą, że do projektu przyłączą się wydawcy z innych krajów. Czy tak będzie? Porażka firmy CityPress oferującej automaty sprzedające prasę pokazuje, że to bardzo trudny biznes. Diabeł jednak – jak to zazwyczaj bywa – tkwi w szczegółach. Kluczowe będą m.in. szerokość oferty oraz dostępność automatów. Za kilka lat przekonamy się, czy gazety na żądanie uratują papierową prasę, czy tylko przedłużą jej agonię.