Polscy producenci, którzy dotychczas eksportowali z powodzeniem żywność do Rosji muszą liczyć się z kłopotami. Właściwie już ich doświadczają. Rosyjski rząd zapowiedział cięcia wydatków i wprowadzenie obostrzenia najróżniejszych przepisów. A jakość polskiej żywności gwałtownie się „pogorszyła". Oczywiście, jak było to zazwyczaj w przypadku powstrzymywania importu z jakiegokolwiek kraju, chodzi o coś zupełnie innego. Takie wojny Rosjanie przecież toczyli już z krajami bałtyckimi, Holandią, Stanami Zjednoczonymi oraz Gruzją, żeby tylko wymienić najbardziej spektakularne. I zawsze chodziło o „złą" jakość żywności. Nigdy o politykę. Oficjalnie.

W rzeczywistości wiadomo było, że doszło do napięć politycznych, a Rosjanie chcą i potrafią karać. Przy tym nadchodzącą wojnę widać po niewyjaśnionych kłopotach eksporterów, oraz odmowie przyjęcia produktów. I, że długo nie ma oficjalnego stanowiska. Kiedy się wreszcie pojawia, jest zazwyczaj takim samym zaskoczeniem, jak i same kłopoty. Mówi się o niezbędnych inspekcjach długotrwałych i drobiazgowych, przez co kosztownych dla eksporterów. Przy tym Rosjanie wyjątkowo opieszale korzystają z możliwości odwiedzenia fabryk i przetwórni, bo w żadnym wypadku im nie zależy, aby okazało się, że nie mieli racji. A fakt, że importerzy z ich kraju znaleźli się w kłopotach nie ma już żadnego znaczenia. Tym razem widoczne już i bez wątpienia również nadchodzące kłopoty polskich eksporterów, to efekt wsparcia naszego rządu dla europejskich ambicji Ukraińców oraz spowolnienia gospodarczego, które sięgnęło Rosji. Ten kraj ucierpiał z powodu niższych cen surowców i mniejszego popytu na nie. A kiedy braknie pieniędzy w państwowej kasie, trzeba ciąć, co jest bardzo niepopularne, więc trzeba poszukać winnego. I to jak najszybciej. Winnego czegokolwiek. Najlepiej zagranicznego dostawcy towarów na rosyjski rynek, który koniecznie chce otruć rosyjskich konsumentów.

Na pocieszenie dla polskich eksporterów można tylko dorzucić, że nie będziemy odosobnieni w handlowych perturbacjach. Po kłopotach z Białorusinów, którzy porwali się na aresztowanie rosyjskiego biznesmena Władisława Baumgertnera, prezesa Ukrałkali (zmniejszenie eksportu rosyjskiej ropy i nagłe pogorszenie jakości wieprzowiny), planowane stowarzyszenie z Unią Europejską i sugestia premiera Ukrainy Mykoły Azarowa, że Moskwa powinna zaakceptować nowe realia (zatrzymanie ukraińskiego eksportu na granicy i karanie przedsiębiorców, jako głównych rzeczników związku z UE) typuję teraz produkty i firmy francuskie za przyłączenie się rządu w Paryżu do planowania ataku na Syrię. Potem inne unijne kraje z jakiegokolwiek powodu, bo powód jest, więc winny się znajdzie. To małe pocieszenie, tyle tylko, że nasi przedsiębiorcy nie są osamotnieni. I że naprawdę polska żywność jest gorsza jedynie dla Rosjan i to nie dla konsumentów, ale władz.