Wywołało to natychmiast sporo szumu. Złośliwcy – których nigdzie nie brakuje – z miejsca zaczęli się czepiać, że skoro dotąd w opinii rządu nie było w Polsce kryzysu, nie bardzo wiadomo, co by mogło się kończyć.  Ale premier miał na to odpowiedź: kryzysu wprawdzie u nas nie było, ale łomotał do drzwi i starał się na siłę dostać do środka. Ale myśmy się nie dali i ani drzwi, ani okien przed nim nie otworzyliśmy. Połomotał, połomotał, w końcu zmęczył się i sobie poszedł.

Tak przynajmniej mówił premier, bo występujący następnego dnia prezes Kaczyński twierdził, że kryzys wcale sobie nigdzie nie poszedł.  Wręcz odwrotnie, w najlepsze rozsiadł się u nas na kanapie w salonie i żadną miarą nie da się wyprosić.  Aż do czasu, kiedy zmieni się rząd i zarządzi ustawowy wzrost płac. No to mamy zgryz – jak to jest z tym kryzysem? Z jednej strony wydaje się, że premier ma rację.  Kryzys – nie kryzys (wszystko jedno, jak zwał), ale na pewno potężne spowolnienie wzrostu dotarło do Polski głównie z zagranicy, z Europy Zachodniej.  W Polsce natrafiło na stosunkowo restrykcyjną politykę finansową i mniejsze możliwości finansowania inwestycji z pieniędzy unijnych. Mogło się to razem przerodzić w prawdziwą recesję (którą – jak złośliwie przypomniał premier – prognozowali pesymiści). Na nasze szczęście skończyło się na wyhamowaniu wzrostu PKB do 0,5 proc. w pierwszym kwartale roku i 0,8 proc. w drugim.  I wszystko wskazuje na to, że był to dołek, a teraz sytuacja będzie się poprawiać. Po pierwsze dlatego, że coraz wyraźniej poprawiają się nastroje w Niemczech, a w ślad za tym coraz lepsze wyniki odnotowuje nasz eksport.

Po drugie dlatego, że sytuacja budżetu jest niełatwa, ale bynajmniej nie wygląda tragicznie, więc minister finansów nie musi drastycznie ciąć wydatków.  No i po trzecie dlatego, że powoli poprawiają się też nastroje w Polsce, sytuacja na rynku pracy stabilizuje się, a ludzie zaczynają śmielej wydawać pieniądze.  Innymi słowy – może jeszcze nie koniec kłopotów, ale wygląda na to, że początek końca kłopotów.

No to miał premier rację?  I tak, i nie. Wydaje się, że rzeczywiście kończy się obecna faza kłopotów, spowodowana recesją w strefie euro. Ale przecież kluczowe problemy gospodarcze świata – nadmierne zadłużenie krajów południa Europy, wielki dług publiczny i wydrukowana góra pieniędzy w USA, przesadnie rozrośnięty sektor bankowy i nadmiernie zadłużone gospodarstwa domowe i firmy w krajach zamożnych, narkotyczne uzależnienie gospodarki chińskiej od nadwyżki eksportowej, a rosyjskiej od wywozu ropy i gazu – pozostają nierozwiązane.  A to oznacza, że żegnamy się zapewne tylko z obecną falą kryzysu (skądinąd dla nas szczególnie bolesną, bo skoncentrowaną na problemach Europy).  Ale następne fale jeszcze przed nami. Chwilowo będzie czas na oddech.

- Witold Orłowski, główny ekonomista PwC Polska