Chociaż wszystko wydawało się być dobrze przygotowane (rynki „wyceniły" już redukcję skupu aktywów o 10–15 mld dol. miesięcznie) i wyreżyserowane, to niespodziewanie Fed nie zrobił nic. W efekcie jego decyzja oprócz tego, że była najbardziej wyczekiwana, okazała się także najbardziej zyskowna (lub kosztowna, w zależności od pozycji zajmowanych przed jej ogłoszeniem).
Wydarzenia ostatniego tygodnia skłaniają do postawienia kilku pytań. Po pierwsze dlaczego to właśnie Fed budzi dziś tak wiele emocji, podczas gdy np. ograniczenie płynności przez EBC (o ponad 600 mld euro od końca 2012 r., głównie za sprawą przedterminowych spłat długoterminowych pożyczek dla banków) przeszło w zasadzie bez echa? Po drugie, jakie przesłanki stały za taką, a nie inną decyzją Fed? Wreszcie po trzecie – jakie rodzi ona konsekwencje?
Koncentracja uwagi na tym, co robi Fed, wynika z faktu, że jego decyzje mają najszersze globalne reperkusje. Dotychczasowe działania EBC koncentrowały się na zapewnieniu płynności w europejskim systemie finansowym, a dodatkowa płynność jedynie w ograniczonym zakresie „wylewała się" poza ten system (większość otrzymanych przez banki z EBC środków była utrzymywana na ich kontach w... EBC). Tymczasem pieniądz „drukowany" w USA wychodzi poza bank centralny, podlega dalszej multiplikacji (w formie pożyczek pomiędzy instytucjami finansowymi) i rozlewa się szerokim strumieniem po całym świecie.
Jeśli chodzi o powody ostatniej decyzji Fed, to możliwości jest tu kilka. Można z jednej strony czytać wprost przedstawione uzasadnienie, które stwierdza, że choć widać rosnącą siłę amerykańskiej gospodarki, to potrzeba więcej dowodów na to, że poprawa ma trwały charakter. Ten tok rozumowania wpisuje się dobrze w argumentację przeciwników ograniczania skali poluzowania (by wspomnieć tu apel wystosowany przez prof. P. Krugmana tuż przed posiedzeniem Fed), zwracających uwagę, że w warunkach niepewności co do trwałości ożywienia koszt ewentualnego bycia nadmiernie restrykcyjnym znacznie przewyższa koszt ewentualnego bycia nadmiernie łagodnym. W tym kontekście dodatkowym argumentem za taką, a nie inną decyzją mogła okazać się niejasna sytuacja co do perspektyw amerykańskiego budżetu oraz kwestia zbliżania się do pułapu zadłużenia publicznego.
Inna inte rpretacja decyzji Fed może nawiązywać do tego, co wydarzyło się na rynkach finansowych, po tym, jak w maju br. B. Bernanke zapowiedział, że przed końcem roku Fed zacznie ograniczać skalę skupowanych aktywów. Od tego czasu nastąpił dość gwałtowny wzrost rentowności na rynku obligacji amerykańskich (np. rentowność 10-latek wzrosła z 1,6 proc. do 2,9 proc.). Okazało się, że choć samo ograniczenie skupu nie stanowi zacieśniania polityki monetarnej (jest to zmniejszenie skali wpompowywania pieniądza do gospodarki, ale nadal wpompowywanie, a nie jego „odsysanie"), to reakcja rynków na tę zapowiedź doprowadziła do stanu, jaki występuje w warunkach zacieśniania polityki pieniężnej. W kontekście tej reakcji obecna decyzja Fed miałaby na celu skorygowanie nadmiernych oczekiwań rynków co do skali i tempa zacieśniania polityki monetarnej w USA. Fed chce dobitnie pokazać, że na liście jego priorytetów wzrost i dalsza poprawa sytuacji na rynku pracy wciąż stoją zdecydowanie przez inflacją.