Pierwsze z tych pytań pojawiło się przy okazji szczytu klimatycznego. W zachodniej prasie pojawiły się wówczas komentarze, że organizacja tego wydarzenia w Warszawie zakrawa na paradoks, bo Polska to największy truciciel Europy. A przecież, oburzali się Polacy, jeśli chodzi o poziom emisji dwutlenku węgla (dlaczego tylko tego jednego gazu cieplarnianego?), to jesteśmy dopiero na piątym miejscu w UE. Liderami w tym niechlubnym rankingu są Niemcy, przed Wielką Brytanią, Włochami i Francją.

Niestety, kontrargument jest równie chybiony, co sam zarzut, bazujący na udziale węgla w polskiej energetyce. Tak się składa, że wszystkie kraje, które Polskę wyprzedzają pod względem emisji Co2, są też od Polski ludniejsze. Czyż to nie zaskakujące? Tym, co się w takich porównaniach liczy, jest wielkość emisji gazów cieplarnianych w przeliczeniu na mieszkańca albo – jeszcze lepiej – w przeliczeniu na jednostkę PKB. W ujęciu per capita, Polska jest dopiero na 12 miejscu w UE, a Niemcy na 8. Ale już Wielka Brytania, Włochy i Francja w przeliczeniu na mieszkańca emitują znacznie mniej Co2, co wyraźnie pokazuje, jak bezsensowne są porównania emisji nominalnych. Nie tylko w tym przypadku.

Jesienią br. firma doradczo-audytorska Deloitte opublikowała listę 50 najszybciej rozwijających się spółek technologicznych z Europy Środkowo-Wschodniej. Z tego, że aż 27 z nich to firmy polskie, jeden z rodzimych tygodników wyciągnął wniosek, że pod względem innowacyjności jesteśmy w regionie liderami. Dla porównania - ha ha ha -  w rankingu znalazło się tylko siedem spółek czeskich. Tyle, że Czechów jest około 10 mln, a Polaków 38 mln. Czyli w obu krajach jedna innowacyjna spółka przypada na około 1,4 mln mieszkańców. Na Węgrzech zaś jedna taka firma przypada na 1,1 mln mieszkańców.

Klasycznym przypadkiem „iluzji pieniądza" - zjawiska nazwanego około 100 lat temu przez Irvinga Fishera, a polegającego na myśleniu w kategoriach nominalnych, zamiast realnych - są jednak porównania płacy minimalnej w różnych krajach. Ostatnio pojawiły się w kontekście planów wprowadzenia takiej płacy w Niemczech, na poziomie 8,50 euro za godzinę. Czy to dużo? Biorąc pod uwagę przeciętny czas pracy w Niemczech (wg. OECD 1397 godzin rocznie), miesięczna płaca minimalna sięgnie około 1000 euro brutto. W Polsce to niecałe 400 euro. Nominalnie to oczywiście zdecydowanie mniej, ale w ujęciu realnym - czyli uwzględniając koszty życia - niekoniecznie.

No właśnie... niekoniecznie. Problem z danymi urealnionymi polega bowiem na tym, że nie są tak łatwo dostępne, jak dane nominalne. A to oznacza, że jesteśmy skazani na zalew bezwartościowymi statystykami i jałowe spory, jakie one niekiedy wywołują.