Dawno, dawno temu. Za górami, za lasami… a właściwie między morzem a górami. I w sumie nie aż tak dawno, bo w 2019 r. No, ale od tego czasu przeżyliśmy pandemię, wybuch pełnoskalowej wojny Rosji przeciw Ukrainie, powrót Donalda Trumpa do Białego Domu i zmianę władzy w Polsce, więc koniec ubiegłego dziesięciolecia wydaje się jakże odległym czasem.
W owym 2019 r. – po raz pierwszy od 2000 r. – już ponad połowa Polaków była zadowolona z funkcjonowania gospodarki rynkowej w kraju. Z badania, jakie przeprowadził wtedy CBOS, wynikało również, że odmiennego zdania był tylko co piąty z nas. Ale jeszcze bardziej optymistyczne wnioski dla wolnego rynku w Polsce przyniósł sondaż PEW Research Center z tego samego okresu. Oto w 2019 r. aż 85 proc. Polaków było zadowolonych z przejścia na gospodarkę rynkową i był to najlepszy wynik spośród wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Ba, Polacy 2,5 razy częściej odnosili się wtedy pozytywnie do cech wolnorynkowego kapitalizmu niż do interwencji państwa czy własności państwowej.
Ale to było wtedy, w 2019 r. Przez ostatnich sześć – a raczej osiem – lat, jak właściwie nigdy przedtem, kolejne rządy przypuszczały szturm na wolny rynek. W imię „bezpieczeństwa”, „stabilności” czy „sprawiedliwości”, co miało niby chronić konsumentów, wspierać lokalnych producentów czy „cywilizować” biznes. W praktyce jednak osłabiały konkurencję, faworyzowały wybranych przez siebie i zniechęcały innych do inwestycji. I nie zwalniają tempa. Widać to szczególnie w tych krajach, gdzie u władzy są politycy, którym wydaje się, że są w stanie nakazać gospodarce, jak ma działać. Jedyne, co im się może udać, to stworzenie systemu, w którym przetrwanie zależy nie od pomysłów i pracowitości, ale od dostępu do państwowego – partyjnego? – stołu.
Przeciwnicy wolnego rynku lubią powtarzać, że kapitalizm to wyścig szczurów. Tymczasem – jak przypomina Johan Norberg w „Manifeście kapitalistycznym” – gospodarka rynkowa nie polega na bezwzględnej rywalizacji, lecz przede wszystkim na współpracy i wymianie. To system, w którym dobrowolne transakcje pozwalają ludziom i firmom tworzyć coś, czego nie byliby w stanie wytworzyć w pojedynkę. Aby tak się działo, potrzebujemy przejrzystych zasad, a nie coraz gęstszej sieci urzędowych zakazów i nakazów.
Dlatego warto przypomnieć sobie entuzjazm Polaków z 2019 r. Wolny rynek nie jest doskonały, ale w długim okresie daje ludziom największą szansę na rozwój, a gospodarce – na innowacje. Państwo powinno być sędzią, a nie jednym z graczy. Gdy zaczyna samo decydować, kto ma wygrać, wszyscy przegrywamy ten mecz.