I rzeczywiście, w trosce o nasze zdrowie, brukselscy biurokraci uznali, że papierosy we wszystkich krajach UE muszą być bardzo drogie, czyli obłożone wysokimi podatkami, tak by zniechęcać ludzi do palenia. Na konieczne dostosowania Polska dostała czas do 2018 r., tyle że go nie wykorzystuje. Już obecnie daniny nałożone na paczkę papierosów są takie, jakie mogłyby być dopiero za cztery lata!

Ale nadgorliwość szkodzi. Zamiast spodziewanych zwyżek dochodów budżetowych, resort finansów notuje spadki. Tak było w 2013 r., tak też będzie prawdopodobnie w 2014 r. Bo Polacy, zamiast rzucać palenie, wolą kupować tańsze produkty, tyle że pochodzące z przemytu czy nielegalnych fabryk. Im różnica między oficjalnymi cenami papierosów a tymi z nielegalnych źródeł jest większa, tym więcej będzie chętnych do podejmowania ryzyka działalności niezgodnej z prawem. Potencjalne większe zyski przesłaniają bowiem wizję odsiadki w więzieniu.

Ten mechanizm niestety działa nie tylko w przemyśle tytoniowym. Przykładowo branża spirytusowa także alarmuje, że po podwyżce akcyzy o 15 proc. resort finansów może się srogo rozczarować. I zamiast spodziewanego wzrostu dochodów budżetowych, wpływy mogą być niższe niż wcześniej.

Na oszustwach, sprowokowanych zbyt wysokimi podatkami, finanse państwa tracą w różnoraki zresztą sposób. To nie tylko luki w akcyzie czy VAT, których nikt od nielegalnego obrotu nie zapłaci. To ubytki także np. w podatkach dochodowych płaconych przez legalnie działające firmy, bo im bardziej są one wypierane z rynku, tym mniejsze zyski osiągają i mniej ludzi mogą zatrudniać.

Może nadszedł już czas, by rząd zamiast schematycznie podnosić podatki, by łatać budżetowe dziury, pomyślał o rozwiązaniach niekonwencjonalnych –  np. obniżeniu tych danin. Albo przynajmniej przed podwyżką zastanowił się dwa razy, czy ma to aby jakikolwiek sens.