Od początku transformacji Polska gospodarka dynamicznie się rozwija, doganiając kraje Zachodu. Według danych Banku Światowego w ciągu ostatniej dekady dochód narodowy Polaków per capita wzrósł z 50 do 75 proc. średniej unijnej. Polska jest teraz nie tylko jednym z najbogatszych nowych członków UE, ale poziomem dochodu zbliża się do krajów europejskiego południa. Silniki wzrostu, które zapewniły dodatkowe przyspieszenie po 2004 r., to m.in. efektywne wykorzystanie środków UE na zwiększenie inwestycji (w tym szybki rozwój infrastruktury) oraz przyspieszona integracja gospodarcza z rynkiem europejskim (wzrost obrotów handlowych).
Wysokie tempo wzrostu utrzymywało się pomimo kryzysu finansowego, który pogrążył pozostałe kraje Europy w głębokiej recesji. Polska została wówczas określona przez media (również zagraniczne) mianem zielonej wyspy. Jednak to, co jest szczególnym osiągnięciem polskiego modelu, a jest rzadko podkreślane, to wyjątkowo równomierne rozłożenie efektów wzrostu. Oznacza to, że tempo wzrostu zamożności biedniejszych grup było wyższe niż grup bogatszych. Skutkowało to m.in. wytworzeniem w Polsce silnej klasy średniej.
Mimo dobrych wyników głębsza analiza pokazuje, że obecny model gospodarczy wymaga aktualizacji. W przeciwnym razie Polska może wpaść w tzw. pułapkę średniego dochodu. Polega ona na tym, że kraje wyczerpują swoje proste motory wzrostu gospodarczego, takie jak tania siła robocza, szybki wzrost efektywności w gospodarce wynikający z importu technologii oraz know-how (tzw. model imitacyjny) oraz manipulacje kursem walutowym w celu promowania nisko lub średnio nisko przetworzonego eksportu. W efekcie „utykają" między krajami, które są od nich biedniejsze i konkurują niską ceną (np. Chiny), a tymi, które są bogatsze i konkurują innowacjami (np. USA).
Polska obecnie jest jeszcze krajem, który konkuruje przede wszystkim cenowo. Ten model może się jeszcze sprawdzać przez kilka lat (a druga runda finansowania z UE zapewni dodatkowy bodziec do rozwoju gospodarki na lata 2014–2020). Jednak w dalszej perspektywie ani niskokosztowa siła robocza, ani pieniądze z Unii nie zapewnią trwałego wzrostu gospodarczego w Polsce; ten może dać tylko rozwój krajowych innowacji i poprawa konkurencyjności.
Długoterminowe projekcje przewidują, że Polska przestanie doganiać kraje najbardziej rozwinięte (jak USA) w okolicach 2030 r. Analizy OECD (2012) wskazują, że w ciągu najbliższych 50 lat tempo wzrostu polskiej gospodarki będzie jednym z najniższych wśród krajów OECD. Przez najbliższe 15 lat polski PKB per capita będzie rosnąć w tempie ok. 2,3 proc. rocznie. Jednak stopniowo tempo to będzie maleć i od ok. 2030 r. spadnie do 1,1 proc. rocznie.