Jestem jednak dziwnie pewien, że pendolino koniec końców okaże się dużym sukcesem, przełomem w naszym systemie transportowym. Tak jak stał się nim odsądzany od czci i wiary program budowy dróg czy tak jak w mniejszej skali przełomem będzie mocno krytykowana II linia metra w Warszawie. Komfort i czas połączenia kolejowego między największymi miastami ulegną fundamentalnej zmianie. O ile oczywiście uda się o czasie uruchomić projekt pendolino, a jego rozruch nie okaże się wielomiesięczną klapą i o ile pasażerów nie odstraszą ceny biletów. Wygląda jednak na to, że na szczęście nikt nie wpadł na pomysł, żeby zaproponować stawki z kosmosu.

Wiele wskazuje na to, że rok 2015 będzie rokiem jakościowego przełomu na kolei i to nie tylko dzięki pendolino, które stanowi tylko jeden z elementów układanki. Ma się zakończyć udręka spowodowana remontami na głównych liniach. Na tory według deklaracji PKP wyruszą nowe wagony. I wreszcie jedna z głównych spółek grupy – PKP InterCity – ma zacząć zarabiać grube pieniądze.

Taki jest plan, mający sporą szansę powodzenia, forsowany i wprowadzany w życie przez obecnych szefów PKP. Czyli tych menedżerów z przeszłością w instytucjach finansowych, którzy przez nienawidzącą ich część kolejarzy są pogardliwie nazywani bankomatami. Wymowę tego określenia wzmacniało oczywiście wprowadzone przez nich ostre cięcie kosztów w spółkach PKP. Ale poczynania grupy „bankomatów" nie okazały się przedłużeniem dotychczasowego kolejowego chaosu, tyle że z otwartą tabelką w Excelu.

Udało im się opracować i wdrożyć program pozytywny, mający podnieść PKP z dotychczasowego upadku. Jego finał to właśnie przyszły rok. Warto temu kibicować. Nie w imieniu kolejarzy czy „bankomatów", lecz grupy, która dotąd miała najgorzej – pasażerów.